No, to pobiegłam do tego lasu. Dwa i pół kilometra w pełnym słońcu. I co się okazało? Że nie ma gdzie biec bo ścieżka zarosła pokrzywami i jeżynami a w trawie pełno ruchomych patyków i kamieni. Idealne warunki do skręcenia kostki. Wkurzona pobiegłam jeszcze kawałek asfaltem i wróciłam w tym upale do domu.
Wydolność zero!
Z dobrych rzeczy: zrobione dwa dość długie choć łagodne podbiegi. No i serce się zmęczyło co mam nadzieję, że będzie procentować.
Udo kłuje.
Zakładki