Dobra. Nie biegnę. Moje serce się nie zgadza. Ok. Jeśli przestanie padać to pobiegnę mniejszy kawałek wieczorem.
Ale ale! Znalazłam sobie fajne zajęcia na silce! Wprowadzenie dla kobiet początkujących na cięzarach. Była juz pierwsza lekcja, ale tylko pierwsza więc wiele nie straciłam. Prowadzi babeczka, zajęcia trwaja 20-30 minutek a potem mogę iść na zajęcia ukierunkowane na zdrowy kręgosłup. Od razu, w jednym ciagu. W czwartki. Kurde, trochę mi to koliduje z innymi rzeczami ale spróbuję się lepiej zorgaizować. Może się udać.
------------------------------------
Wczorajsza micha:
- owsianka z owocami + kawa z mlekiem
- krupnik z pęczakiem i koperkiem
- pieczone ziemniaczki i ogórki z jogurtem + kiełki
- bułeczka orkiszowa ze słonecznikiem z limonkowym hummusem i kiełkami
I jeszcze z piatku:
- kawa z Costy i owsianka z owocami
- kasza jaglana z warzywami na patelnię i olejem sezamowym
- jabłko
- 3 kromeczki chleba żytniego z hummusem i kiełkami
---------------------------------------
Dochodzę do wniosku, że jestem po prostu przemęczona. Tak psychicznie. I stąd słabość ciała.
Czuję presję. Nie podoba mi się to. Mężczyzna nie powinien byc źródłem stresu. Właściwy na pewno nie jest. Ten nie jest właściwy. Wywołuje we mnie poczucie winy. Czuję się winna, że on taki dobry a ja nie jestem podjarana. No nie jestem. I co z tego. Mam prawo nie być. I już. Mój podły mózg snuje wizje, że on jest taki idealny, żeby ukryć coś czego widzieć bym nie chciała. A skoro mnie nie pociąga na poziomie podświadomym to widocznie jest powód, chociaż może nie wprost. I MUSZĘ to szanować. To jest ta kobieca wiedźmowa mądrość. Idę za nią.
Zakładki