Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
O matko! Niobe! :love: ja myślałam że Ty już na wylocie :lol: A tu takie akcje!
Jeszcze chwila, pierdziel problemy, wyjeżdżaj! jak wrócisz będzie lepiej, na pewno znajdą się rozwiązania na wszystkie problemy. Może nawet i na pralkę. Serio!
Wiesz jaką kiedyś miałam akcję? jeszcze w Sosnowcu, też mi tak pralka stanęła, nie chciała nawet wody wylać tylko musiałam do miski a potem przechylać ją żeby reszta wypłynęła. I stała tak, miesiąc chyba bo nie miałam kompletnie kasy na naprawę (o nowej już w ogóle nie było co marzyć). Wielkie rzeczy targałam do rodziców a wszystkie mniejsze prałam w wannie. Masakra.
Po miesiącu tata znalazł mi jakiegoś mechanika ale zanim po niego zadzwonił stwierdził, że może najpierw spróbujemy jeszcze tą pralkę uruchomić. I ta franca jedna ruszyła! Najnormalniej w świecie ruszyła i prała. tyle, że przy płukaniu wypuściła zbite kulki psiej sierści.... A ja się kuźwa cały miesiąc męczyłam!
Także wiesz, cuda się jednak działają.
Tak przy okazji, jak będziesz mieć jeszcze chwilę w tym pakowaniu i innych szaleństwach powiedzmi jaką Ty tą książkę Dąbrowskiej kupiłaś?
Zaszalałam, własnie zamówiłam sobie nasiona babki płesznik i babki jajowatej czyli błonnik w czystej postaci :)
BeActive ja kupuję papierową regularnie od pierwszego numeru :)
Coś miałąm jeszcze napisać ale ciągle zapominam hehe
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Mam po cichu nadzieję na pralkowy cud. Ale jesli się nie stanie to naprawiać jej się nie opłaca bo nie ma wcale prądu czyli siadła elektronika. Naprawa będzie co najmniej kilka stówek, do tysiaka. Mój pan konserwator tak mówi, a jeśli on mówi to tak jest. On jest złota rączka i potrafi wszystko wokół domu zrobić. To ja za tę cenę kupię nową, z gwarancją na kilka lat. Ten obecny sprzęt jest tak robiony, że części bardzo drogie żeby się nie opłacało naprawiać. Takie czasy.
Książka TAKA
Chcesz kupić? Kurde, nie warto bo to prosta wiedza. Jak chcesz to ci podeślę. Ja przejrzałam raz i wszystko sobie w głowie ułożyłam to nie będę potrzebowała.
Błonnik - ja kupiłam jakiś czas temu łuskę gryczaną. I czasem sypnę do czegoś. Smakuje jak... jak gryka :) Ja potrzebowałam na LOW CARB bo tam mało błonnika było. Ale przy naszym wegetariańskim jedzeniu to chyba nie ma potrzeby dodatkowo sypać błonnika?
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Jako dieta bogata w błonnik oczywiście mamy ok a przynajmniej znacznie lepiej niż inni ale to jako wypełniacz typowo hamujący apetyt chciałam wypróbować. To się chyba robi podobne do nasion chia bo czytałam że wytwarza śluz. Zalewa się wodą 2 łyżeczki 2 razy dziennie.
I czytałam ostatnio artykuł o żywieniu sportowców. Dużo z nich pije błonnik na czczo. Ciekawe dlaczego? :lol:
Dzięki za książkę. Nie wysyłaj bo chyba moja teściówka ma dwie książki Dąbrowskiej to sobie pożyczę :)
A jeszcze a propos diety. Wczoraj oglądałam dokument o cukrze.
Kurde, jestem w szoku. Był przykład triatlonisty, który w sumie stosuje zdrową dietę ale podczas treningów/zawodów oczywiście używa tych wszystkich odżywek, izotoników, żeli, jednym słowem cukru. Kurde, zrobili mu badania i wyszło że mimo tak aktywnego trybu życia ma .... stłuszczoną wątrobę. Wątroba nie radzi sobie z taką ilością cukrów i odkłada tłuszcz. I nawet zaawansowany sport tego nie jest w stanie zniwelować. Oczywiście zastosowali eksperymentalnie dietę złożoną z naturalnych składników. Zamiast izotoników i żeli, owoce, koktajle itp I okazało się, że wyniki znacznie się poprawiły. Wniosek końcowy - dieta, dieta i jeszcze raz dieta. Zdrowa, prosta dieta. 80% dieta, 20 % sport. To nie tylko proporcje na odchudzanie, to proporcje na zdrowe ciało.
No to tym optymistycznym akcentem.... :-)
Idę jeść obiadek.
Z racji wprowadzania oczyszczania dzisiaj zupa-krem z buraczków i pieczone warzywa (cukinia, kalafior, seler) + surówka z kapustki i marchwi.
Uwielbiam smak pieczonego selera :love:
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Cytat:
Zamieszczone przez
Freyra_77
Nie mówi się kurzęce tylko po prostu kurze hihihihihi :lol:
ah to moje słowotwórstwo .... Ale już wiem jak stworzyłam "kurzęce". Od "dziecięce".... Przebywanie z moją siostrą (ostatnimi czasy nazbyt często jak sądzę) spowodowało, że zobaczyłam jak bardzo u mnie w domu zmieniało się wyrazy i tworzyło nowe. Potrzebuję zresetować mózg. Wyjechać gdzieś na tydzień sama. Do głuszy. Bez ludzi.
Cytat:
Przyznam że... nie wiem... kurze serca, mam gęsią skórkę na plecach... nie mogę o tym mysleć.... ten zapach pamiętam z dzieciństwa, nienawidzę! chylę czoła, że smakowało hahahahahaha :beurk: Niech służy!
weź mi nie przypominaj...... Przecież wiem jaki to smród! Ja nie wiem co się zadziało! No nie wiem! Tylko nie mówcie, że to "zmiana", bo to rok zmian! Nie podoba mi się! 1,5 dnia bolał mnie później brzuch.
Dla odmiany, wczoraj, jak przyjechałam z kolejnej "przygody", to o 20:00 robiłam potrawkę z tego co znalazłam w lodówce. Tak bardzo chciało mi się warzyw, że byłam gotowa cukinię na surowo zjeść!
Cytat:
Jak już tak o jedzeniu. I powrocie do dobrej diety to właśnie podjęłam decyzję o oczyszczaniu.
Tydzień przygotowania, oczyszczanie gorzką solą (czy to może ma taki smak jak leczące herbatki J. które kiedyś zasmakowałaś przypadkiem Shine??? :lol: muszę wiedzieć jak się przygotować psychicznie).
Poszłam dzisiaj z Juniorem na rynek i nakupowaliśmy warzyw.
ja jednak odpadam z tego oczyszczania. To długi weekend. A poza tym, lody mam w lodówce. Kawowe. Jeden dzień dałam radę, a potem już nie. A wczoraj byłam w miejscu, gdzie.... No zrobiłam sobie dwie duże bułki. Ale to było za mało.... Zjadłam kawałki drożdżaka, sztuk dwie (małe i cienkie). A potem obiad.... Nie było nic. Przysięgam, że nie było nic, co mogłabym bez mrugnięcia okiem zjeść. Same mięsne, tłuste, smażone i słodkie. Aha, jeszcze kawa. Wybrałam 3 małe bliny z, jak się okazało, bitą śmietaną, gałką loda i jagodami. I wiecie co? Tak złe jedzenie dookoła sprawiło, że to była najzdrowsza opcja dla mnie. No, głodowanie byłoby też niezłą opcją, ale i tak do domu dojechałam głodna i gotowałam potrawkę warzywną. A ja generalnie źle znoszę głód ;)
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Cytat:
Zamieszczone przez
Freyra_77
A jeszcze a propos diety. Wczoraj oglądałam dokument o cukrze.
zakładam jednak, że on brał tego od groma. Jak my sobie zjemy żel raz w tygodniu na długim wybieganiu (którego nie było od.... pfff), czy izotonik to raczej nie będzie takiego efektu. Myślę, że on po treningach też ładował cukry z batonów. My jemy owoce. Ale i tak bardzo ciekawa informacja. Trzeba o tym pamiętać. A ja myślałam, że biegam to mogę jeść ciastki :P
Wiecie, tak sobie myślę, że ja bardzo lubię rutynę. I raz na jakiś czas szaleństwo odbiegające od niej. Ale świadomość powrotu do niej daje mi poczucie bezpieczeństwa. Jak tego nie ma - usycham. Baterie mi się wyczerpują ;)
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Ja własnie w tym kontekście, że myślimy "jak biegam to mogę jeść ciastki", a on przecież bardzo dużo ćwiczy, to teoretycznie może jeść proporcjonalnie więcej cukru... a tu lipa.
W związku z tym trzeba jednak mocno uważać na to co wrzucamy w siebie.
Może lody raz na tydzień czy dwa nie zaszkodzą, pod warunkiem że nic innego w tygodniu zbyt często nie wpada. Ale już codzienne jedzenie lodów... daje do myślenia :lol:
No nic...
dzisiaj dzień na duuużej ilości warzyw
z owoców - kawałek melona, grejpfrut i 4 śliwki w koktajlu z pietruszką
Czy tylko ja mam wrażenie, że sprzedają nie dojrzałe sliwki? zielone, kwaśne... to przecież jeszcze nie jest to co się powinno jeść...
Kurde, chciałam dzisiaj pobiegać. J. też chciał, no to razem... No to Junior stwierdził, że on też biegnie... Hmmm... no dobra... nie przebiegliśmy pół kilometra jak zaczęła się zbierać wielka czarna chmura i zaczęło padać i grzmieć. No to stwierdzili, że wracają. Myślę sobie jestem twarda, biegnę dalej. Ale jak mi zaczęło łamać gałęzie nad głową w parku to zaczęłam wątpić w swoją twardość.... Wybiegłam do ulicy ale już porządnie lało.
No to lipa z biegania wyszła. Raptem 2 km.
Tak się wkurzyłam, że wyciągnęłam sztangę w domu, mimo, że wczoraj już nią ćwiczyłam.
Ale dzisiaj był J. to mógł mi podawać na ramiona. Także tego póki co wycisnęłam na leżąco 3 serie po 8 powtórzeń 21 kg. :lol: Niestety póki co nie mam więcej krążków żeby zwiększyć ciężar. No i 11 na bicki i 16 na martwy ciąg i przysiady. Jak to mawiał pewien pan "Jest pompa!" :mrgreen:
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Aaaa jeszcze miałam dzisiaj niespodziankę. Jadę sobie rano do pracy rowerem nad rzeką... jest ok.
Wracam a tu jakiś taki wysoki poziom wody, myślę sobie - jechałam rano było sucho to będzie dobrze. wyjeżdżam zza zakrętu a tu kuźwa woda. Mam takie miejsce gdzie wylewa na brzeg a obok jest mur i nie ma nawet jak ominąć. Myślę sobie dam radę. Ile może być tej wody? ok, było płytko przejechałam powoli. Za mną widzę kontem oka inny rowerzysta. Też jedzie twardo. Jedziemy dalej. Kolejne rozlewisko, no dobra. Znowu jadę, powoli... Przejechałam. Za mną dalej rowerzysta.
Jedziemy dalej a tam kuźwa taaaaakie rozlewisko. Zerkam na trawę ale tam jeszcze gorzej bo takie grzęzawisko. No dobra, dałam radę wcześniej to i tu dam radę. Wjeżdżam a tu kur*** coraz głębiej! Jadę ale wodę mam już do pół koła i pedałuję pod wodą!!!!! Klnę głośno :lol: i słyszę za sobą "o Kur***!!!!! ja pier*** co to ma być?!!!" :mrgreen:
Przejechałam oglądam się a to rowerzystka była za mną inna, i razem uchachane - mokre buty i nogi prawie do łydek! Ona mówi - kurde rano jechałam i było sucho! Ja się śmieję, że wiem bo też jechałam. Ale w końcu stwierdziłyśmy, że dobrze, że z pracy wracamy do domu a nie odwrotnie. No i ciekawe co będzie jutro rano? tym bardziej, że własnie wraca burza....
Czasem się zdarzało, że było zalane ale tylko w jednym miejscu a tu kurde takie niespodziewajki?
No nic, lecę jeszcze głowę umyć. Znowu pójdę spać z mokrymi włosami.