Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
.
------------------------------------------
Z diety jeszcze nie wychodzę. Zaczynam wyglądać jak człowiek ale to początek drogi.
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
O matko! Niobe!
To najprzyjemniejsza rzecz jaką dziś przeczytałam! I aż mi się miło w środku zrobiło! Niech się dzieje! Niech się dzieje wszystko co dobre!
A ja się zastanawiam gdzie jest granica robienia słoiczków. 3kg śliwek z czekoladą już zrobione. 3kg powideł śliwkowych bez cukru - będzie gotowe jutro. Dopiero 3h się prażyły. 3kg śliwek czekają w kolejce na mrożenie, bądź kolejną porcję dżemu. Około 3kg śliwek już jest w zamrażalniku. ............
Moje palce są pocięte nożem, wyglądają na brudne, brzydkie.... Wstyd mi. Jak ja pójdę jutro na jogę?
czeka mnie jeszcze obieranie orzechów. Niestety takich z tamtego roku. Brzydkich. W starych łupinach. Szczerze wątpię czy coś z nich będzie. Ale sprawdzić muszę, nie? Pojadłabym takich świeżych, jasnych, których skórkę trzeba obierać :D
Czy ktoś mógłby wyłączyć lato? Jesień w okolicy, a tu upały przyszły! Współczuję wczorajszym maratończykom. Upał taki... Ale trasę zmienili. Prawie zero górek. W zasadzie to głównie płasko było. I biegli w drugą stronę :D
A w ogóle to kurczę, jaki drogi się zrobił City Trial! 80zł?! Z czego 10zł za koszulkę. Nie chcę koszulki! Chcę, aby znowu kosztowało to 60zł!
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
O! Jak pięknie! Zarowno dieta, waga, wymiary jak i ten pan i kwiaty! super! :-)
Ja przepraszam, że tak na szybko ale .... ja nie ogarniam ostatnio życia.
Szkoła młodego mnie totalnie wybiła z rytmu... ja nie mam nawet kiedy odpocząć...
Takie życie powoduje stres i napiętą sytuację więc i w domu była wojna i teraz ciche dni i wszystko do doopy...
Nie ważne.
Najważniejsze znaleźć w tym choć jedną pozytywną rzecz.... miałam taką, w niedzielę. Uśmiałam się jak nie wiem co...
No bo jak to..... wstać beztrosko, umyć głowę i w spokoju jeść śniadanie.... i nagle zdać sobie sprawę, że zostało 15 minut do odbioru pakietu a tu nie mam co liczyć na samochód więc trzeba liczyć na własne nogi... Choć akurat w tym przypadku w połowie drogi poratował mnie kolega z pracy który wybłagał mój pakiet bez upoważnienia :lol:
No nic pakiet odebrany, wypadałoby kawę wypić. Pojechaliśmy na kawę i tak jakoś wyszło.... nie wiem kiedy czas poleciał tak do przodu.... a tu kuźwa jakieś korki, bo giełda, bo ludzie wracają, potem światła... a potem już zamknięta trasa :lol: i trzeba było zaparkować kilometr od startu...
I kolega, który w pośpiechu jeszcze zmieniał spodenki bo okazało się, że ma na lewej stronie i wszystkie metki mu fruwają, w pośpiechu nie zdążył już przypiąć numeru (bo nagle okazało się, że agrafki w domu zostały!) ani chipa, no to biegł trzymając w ręce. Ale żeby było mało trzymał jeszcze pęk kluczy, telefon z futerałem i dwie pary słuchawek które się poplątały i które usiłował wetknąć w uszy... Nie wiem jak on to zrobił ale na zdjęciach z biegu widzę, że udało mu się jeszcze złapać kubeczek z wodą :rofl: full wypas jednym słowem :mrgreen:
Dobiegliśmy do startu a tu już pusto bo zawodnicy wystartowali ponad 4 minuty temu :out: No to nie zatrzymując się w pełnym dopingu i radości publiczności minęliśmy start i pobiegliśmy dalej.
Szczerze mówiąc - ja już miałam zgon na tym starcie hahahahaha
Temperatura rzędu 30 stopni i pełne słońce. A ja leciałam sprintem do startu.
Najpierw myślałam, że po pierwszym kółku zejdę z trasy - wszyscy się na mnie gapili, krzyczeli do mnie - fajnie, miło, tylko ja już nie miałam sił na przyspieszenie, mogłam tylko próbować utrzymać tempo i nie umrzeć na tej trasie.
Nagle za mną pojawił się ratownik medyczny na rowerze z pytaniem "przepraszam czy pani jest ostatnia? bo ja muszę za ostatnim zawodnikiem jechać żeby zamykać bieg" :bad: Nosz kur*** to już uznałam za bezczelność! Chyba mnie to trochę zdopingowało bo po jakimś pół km dogoniłam jakąś babeczkę i w ten sposób pozbyłam się ratownika.
Potem udało mi się dogonić jeszcze 6 osób i w jakimś sensie zachować twarz :-D Nawet znaleźli się tacy co mnie cały bieg dopingowali i na koniec usłyszałam że niby wystartowałam ostatnia a wcale ostatnia nie byłam na mecie albo coś w stylu "ostatni będą pierwszymi" hehehehe...
W każdym bądź razie niezła przygoda! Pewnie do końca życia będę się śmiała z tego biegu.
Popołudniu jeszcze poszłam z młodym pograć w piłkę.
Ale w nocy... dziewczyny, jak mnie w nocy bolały nogi!!!! masakra!!!
No a dzisiaj w pracy po prostu natłok spraw mnie dobił - a liczyłam , że odpocznę...
Mam nadzieję, że jutro będzie trochę spokojniejszy dzień.