-
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Nie konsultowałam się z innym lekarzem. W sumie to nie widzę sensu.
Maraton to sztafeta. Czyli jeden zawodnik z drużyny na trasie. I zmiana przez podanie pałeczki. Nie można biec parami. No jak? Cały myk polega na odnalezieniu się w mroku i przekazaniu pałeczki. I nie mogę przebiec tylko 2 km bo regulamin mówi jasno, że KAŻDA osoba w drużynie musi przebiec co najmniej 3 zmiany czyli 6 km.
-
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Parami, czyli najpierw wymieniam się np z Justką - raz ona raz ja- a potem ty z Frey -raz ona raz ty.
A, musi 6km. Umknęło mi. Pamiętałam tylko, że nie można pod rząd.
-
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Ja bym wolała mieć więcej przerwy między moimi rundami
-
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Ja, ty, ja, Frey, ja, Justi, ja, ty, Frey, Justi, ty, Frey, Justi, ty, Frey, Justi.
Albo jeśli któraś tez chce mieć krótkie odcinki to się je zrobi. Trzeba tylko logistyczne to przemyśleć. Da się zrobic
-
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Ja bym też wolała tradycyjne dłuższe przerwy między odcinkami jeśli już się ustawiamy pod bieg. Ostatnio nie najlepiej mi się biega. Choć może wieczorem będzie jakoś lepiej.
-
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Ale mnie wczoraj burza zrobiła w konia!
Jak wychodziłam na bieganie to słonko świeciła aż miło. Na trzecim kilometrze zaczęło padać. Zrobiło się ciemno i lunęło. Oberwanie chmury normalnie. Na szczęście byłam na stadionie to się schowałam w budce. Siedziałam jak matołek 20 minut i patrzyłam jak pieruny uderzają w płytę boiska. Cudny widok ale trochę straszny. W końcu przestało padać. Tylko odrobinkę mżyło. Ale bieżnia zalana to zabrałam doopę ze stadionu na ulicę. Jak tylko wybiegłam za bramkę znowu zaczęło padać. Stwierdziłam, że pierdzielę! Mam 1,5 km do domu to lecę. Padało coraz mocniej to ja coraz mocniej biegłam. Zmokłam jak szczur. 100 metrów od domu przestało padać i wyszło słonko! Ale byłam tak przemoczona, że poszłam do domu. Mówiłam, że jestem Panna Katastrofa? Raz na tydzień idę pobiegać i mam!
Micha z wczoraj:
- płatki z owocami, kawa
- serek wiejski, brzoskwinia
- makaron z pomidorami i rukolą i mozarellą
- bieg
- 2 kromki żytniego z żółtym serem i pomdorem
-
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
nie, no, ale burzowa przygoda!!!
Ej, a co chodzi z tą emeryturą biegową? Robisz sobie przerwę? Opowiedz.
Myśmy wrócili wczoraj od TeDe. Wiecie co? Kocham spanie pod namiotem. Naprawdę! Ten zapach, to świeże powietrze. W pierwszą noc temperatura spadła do 3stC!!! W zamknięte oczy było mi zimno! Dopiero potem się zorientowałam, że mogę przecież nakryć też głowę, przez którą ciepło ucieka i zrobić sobie daszek dla oczu W środku nocy się obudziłam, patrzę na G, widzę jak bardzo jest otulony śpiworem i pomyślałam sobie, że w tym zimnie ma naprawdę dobry sen. Potem go przykryłam kocykiem piknikowym (genialnie się sprawdził!) i przytuliłam. O 4:40 się obudziłam i okazało się, że nie mogę więcej spać. Godzinę później wstałam i poszłam do domku na śniadanie, bo głodna byłam G jeszcze spał trochę i też przyszedł. Później temperatury nocą były wyższe, ale na pewno nie upalne Zocha cudownie się sprawdziła pod namiotem.W pierwszą noc miała problem, bo dźwięki, psy szczekające, jeże i inne stworzenia, ale kolejne dwie noce spała jak suseł. Chociaż w drugą noc chciała puścić pawia, bo w dzień zjadła jakiegoś ogórka i jakieś badziewie. Na szczęście się obudziłam i ją wyprowadziłam z namiotu. Puściła pawia i wróciła na swoje spanko (spała w przedsionku). Oczywiście godzina 7:00 ona już obudzona, wyspana i chce biegać To ją spuszczałam i biegała. Godzinę później kolega do niej dołączał i biegali sobie, a myśmy spali.
Naprawdę to był bardzo miły wypoczynek. 4 dni. Wiecie, że przez pierwsze dwa dni miałam problem w głowie? Miałam wrażenie, że ciągle jestem w stresie. Ciągle napięta. Nic się nie dzieje, nic nie muszę robić, mogę siedzieć i czytać książkę, robić na drutach, bawić się z psem... Nic więcej nie muszę. A ja chodziłam w środku na stresowych hormonach. TO było straszne! Bo to znaczy, że ja żyję w stanie podwyższonego stresu non stop!
Na trzeci dzień czułam już szczęśliwość. Zdobyłam wreszcie to wzniesienie, które nie było wcale takie straszne i kochane endorfinki i dopamina dopełniły całości spokoju i relaksu. Fakt, że mieliśmy spięcie z G przed snem, bardzo głupie ale zareagowałam tak bardzo emocjonalnie, że aż się dziwiłam. Bo nic strasznego, a ja się rozryczałam jak dzieciak, nie mogąc się uspokoić. Wtedy puściły już resztki stresu.
W jeden dzień zdążyłam się trochę opalić i popływać w lodowatej wodzie w basenie Fajnie było!
I dziś miałam sen.
Bardzo depresyjny sen. W pewnym momencie świadomy. Aż zaczęłam w nim opiekuna duchowego pytać po co mi to pokazuje? W jakim celu? Nie rozumiem! I chyba do końca nie rozumiem do tej pory. G wpadł na pomysł rozwiązania. Ale czy to nie ja powinnam na nie wpaść? Coś mnie w środku gnębi. Wg mnie zupełnie nie pasuje to do tego co się dzieje obecnie w moim życiu, ale może jakieś stare coś chce się uzdrowić?
Wiem, że zmieniłam drogę życia, tą ścieżkę, którą się wybiera przed wcieleniem, wiem, że w momentach ważnych zmieniłam decyzje, i dobrze, ale ... może jest jakaś alternatywna rzeczywistość, w której nie podjęłam tych decyzji i one chcą się uzdrowić i tak? Bo nie miałam okazji ich odreagować, bo wybrałam inne rzeczy, a one i tak siedzą w karmie i szukają ujścia?
Już nie wspomnę o tym, że mam koszmary związane z G. Ostatnio raz w tygodniu :P Za każdym razem coś innego, inny aspekt. Haha, coś się naprawdę domaga uzdrowienia i mojej uwagi
Co do jedzenia i michy - nie jest źle, bywało lepiej, ale gorzej też. Waga powyżej 59 ALE nie widzę tego w brzuchu. Jest brzuszek, ale ten mi nie przeszkadza. Nie jest arbuzowaty.
Aha ja tylko przypominam, Freyra, pamiętasz, że za jakieś 12,13 tygodni biegniemy maraton?
DObra, lecę z Zochą na spacer. Potem jeszcze wpadnę.
Miłego dnia babeczki!
-
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
A co robią zawodnicy na emeryturze? Przestają trenować? No nie! Ale już w zawodach nie startują. I ja podobnie. Nie chcę już, póki co, żadnych numerów startowych, medali, stresu. Bo stres jest ogromny. Kurde, strasznie się martwię, że Was zawiodę, że zaniżę średnią i w ogóle. W tym naszym teraz. Wiem, głupie.
I mam lęk przed listami startowymi śnią mi się po nocach. Dlatego będę szurać, truchtać i patatajać jako emerytka biegowa. Dla fanu, dla przyjemności, na luziku albo na wkurwie. Bez różnicy. Dla siebie. Na ile zdrowie pozwoli. Myśl, że mam biec ileś tam kilometrów od startu do mety mnie paraliżuje. A tak będę sobie biegać ile akurat będę mogła, a nie ile będę musiała. Mogę tak?
No, może wyjątek zrobię dla biegu mikołajkowego. Skoro mamy takie piękne stroje mikołajek to żal żeby się marnowały, c'nie?
Fajny ten wasz mini-urlopik u TeDe, fajny.
Jadę dzisiaj do Agi położyć keratynkę na łepetynkę. Tak się głupio wszystko poukładało, że już powinnam iść robić farbę, ale inny termin Adze nie pasuje. A przerwa między keratyną a farbowaniem musi być 2 tygodnie. To kolor zrobię dopiero po maratonie. Nie przestraszycie się?
A ja widziałam wczoraj już pierwsze hokkaidki. Nie kupiłam, ale jak będą w sobotę to kupię.
-
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
Ta.... mam świadomość, że maraton.... mam okropną świadomość.... i mam streso-depresję...
Po raz pierwszy nie wytrzymuję....
Nie wiem... może to przed @ hormony szaleją... może ten wiatr/ wichura (może jakaś burza magnetyczna znowu?) i ciągły deszcz.... a może potrzebuję urlopu...
Nie wiem ale jest mi źle.
Dlatego przez te ostatnie dni nie chciało mi się nawet pisać.
Micha do doopy bo włączył mi się odkurzacz.
Przedwczoraj się popłakałam pod prysznicem, a wczoraj pokłóciłam się z J oglądając mecz....
Jestem zniechęcona. Jestem zniechęcona brakiem efektów w porównaniu z pracą jaką wkładam.
Jestem zmęczona. Jestem zaorana. Mam wrażenie, że od ciągłego ćwiczenia wszystko mnie boli. Bolą mnie nogi.
Wewnętrznie pragnę biegać, tęsknię za tym... ale mam opory bo jak idę to wcale nie jest tak jak chciałabym żeby było. Jest tragicznie. Jest dramatycznie. Biegnie mi się ciężko. Męczę się jakbym robiła to po raz pierwszy w życiu. Nie pamiętam kiedy ostatni raz było dobrze. Nie pamiętam kiedy ostatni raz było szybko.
Wracam z pracy i mam ochotę zakopać się pod kołdrą.
Waga jak zwykle 2 w dół i 2 znów w górę - bez względu na dietę czy ilość ćwiczeń.
Tak, wiem, marudzę, powinnam sama walnąć się patelnią w łeb.
Nie mam siły.
W pracy w ostatnich 2 tygodniach - 4 samobójców.... nie znasz człowieka a historia potrafi Cię zdołować...
Ostatnio J spytał kiedy pójdziemy do USC zaklepać termin. A ja miałam ochotę wykrzyczeć, że nigdzie nie idę, że nie chcę, że nie będzie żadnego ślubu... bo wyglądam jak słoń....
Naprawdę mam wszystkiego dość....
-
Odp: Magiczny kociołek. - Część 1
to musi być jakaś poważna sprawa w świecie. W takim stanie psychicznym jest bardzo wielu ludzi w ostatnim miesiącu, może dwóch. Znajoma, ta co lalki robi, odmówiła zrobienie lali dla znajomej mojej siostry, bo powiedziała, że straciła serce do tego. Podejrzewam, że znowu ma depresję. Jak ją usłyszałam przez domofon, to ... jakby jej nie było. Nie istniała. Ja też walczę z zalewającą falą szarości w głowie. Ze smutkiem, który nie ma powodu. Wiem, że jeśli nic nie zrobię, to następny etap, to nie czucie nic. Znam ten stan i z tamtego sama już nie wyjdę. Mi ogromnie pomaga ruch. Najlepiej cardio. Wysiłek, gdzie pot cieknie strumieniem. Nie biegam już po to, by zrobić koronę. Biegam, bo tylko wtedy oddycham.
Chociaż nie jest to warunek. Był moment, gdy przybiegałam zziajana z biegu, zmęczona i spocona a w głowie pustka. Zła pustka. Ani radości, ani złości - nic.
G to widzi. On wie co to znaczy. Rozwesela mnie, zabiera na wyprawy. Owija kocykiem, daje ciastko, włącza film i gnieździ się ze mną na fotelu. Ostatnio nawet oddał mi ZAJEBIASZCZY kawałek pizzy, który należał do niego. Powiedział, że lubi jak się uśmiecham. Więc mi dał. Zmusza mnie do ćwiczeń, albo biegania, roweru - czegokolwiek. Pcha mnie do pójścia na zajęcia z krav magi. Bo to zmiana. Bo to zabawa. Bo to walka zamiast poddania się.
Wiecie, że przeciwnościom depresji jest ... uwaga: z a b a w a ? Nie radość, nie spełnienie, ale zabawa. Ten ośrodek jest totalnie wyłączony w momencie ataku depresji. I stan depresyjny i wszystko co się z tym wiąże znika w momencie zabawy.
Nie wiem co się dzieje, ale wszędzie dookoła smutek. Chodzą smutni ludzie, smutni znajomi. Nie dziwota, że Pan Y i Dziewczyna wyjechali na wakacje. Oni znaleźli swoją oazę szczęśliwości. To jest przedsmak tego, co będzie z nami, jeśli nie odnajdziemy radości w tym co robimy. Jeśli nie odnajdziemy swojej pasji i radości w niej to... To będzie coraz gorzej.
Niobe, super pomysł z pójściem na emeryturę. Genialny. Chwillowo, bądź nie, wszystko jedno. Bardzo mi się podoba. Właśnie tak. Jak coś boli w taki sposób, tzn, że robi się to źle. Trzeba iść w innym kierunku. Ale to nie znaczy, że trzeba z tego zrezygnować całkowicie. Po prostu zmienić pewne rzeczy. Nie oznacza to poddania się. Oznacza po prostu zmianę ku radości.
Frey, strasznie mi przykro, że tak się u ciebie dzieje. Naprawdę. Nie ma nic bardziej dołującego niż brak efektów w tym co się robi i poczucie braku sensu. Ze ślubem też lepiej poczekać. Podejmowanie decyzji w takim stanie nie jest dobre. I jeszcze te samobójstwa. Coś się dzieje normalnie w okolicy, bo ludziom, nam też, zwyczajnie odbija. Nie obawiaj się marudzenia. Co innego marudzić w każdym poście, a co innego wylać co się ma do wylania i stanąć dalej na nogi. Gdzie masz wylać jak nie tu?
A co do bolących nóg. ... Mnie po piętnastce i Poznaniu bolały. Wszystko mnie bolało. Długo. Potrzebowałam przerwy. Pomogło, choć nie wiem czy pomogła przerwa, czy gderanie G, że mam się ruszać. Smutek był wszędzie. W głowie, w nogach, w płucach.
Ja mam w październiku lekarza i wyniki krwi. Idź do lekarza może? Masz fajnego? Może uznaj, że jesteś "stara" dawno nie robiłaś kompletu badań i potrzebujesz ich, bo źle się czujesz. Moja sis dostała taki komplet na NFZ. Pan Y również. Poszedł, stwierdził, że nie badał się od ponad 10 lat, jest już wiekowy i chce być pewien, że wszystko jest ok. Jest chyba jakiś myk, że profilaktyka badań liczy się jakoś inaczej i lekarze zgadzają się na takie badania. Może idź? Zbadaj krew?
Ciekawe jak to jest z badaniami różnych poziomów hormonów. Hm...
Dobra, lecę, bo G już wraca, a mam dzis do przebiegnięcia trochę szczęśliwości.
Ale jesteś pewna tej wagi? W sensie takim, że robisz siłówki i mięśnie ci rosną. Przez to waga spadać nie będzie. Przez jakiś czas będą też mięśnie opuchnięte. Zwłaszcza przy twoim trybie ruchu. A nie zmienia ci się samo ciało? W cm? W miejscach tłuszczowych, nie w miejscach mięsnych. Mierzyłaś? Może zacznij liczyć kalorie? Tak jak kiedyś? Zmniejsz ich ilość.
Sama już nie wiem.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki