Widzę, że świetnie wam idzie to i ja muszę do Was dołączyć :P
Na razie moja waga stoi będę chyba musiała codzienni rano poćwiczyć z wami na chacie na rowerku
to może się w końcu ruszy :P
Hej hej hej!!
I znowu mamy nowy tydzien! Z jednej strony mnie to cieszy:
bo do rodzinnych obiadków tydzień (po wczorajszym dopiero dziś moge oddychać - kochanej babci wielkie dzieki!!!) no i z wami sobie popisze, ale z drugiej strony - 5 dni w pracy ble!
Ciesze sie że ciagle jesteście i że tak pieknie się trzymacie!!!
Cappuccino: ja osobiście to zawsze panierkę zdrapuję
i bardzo chetnie bym obejrzala Twoje zdjecia
zrobilam poważny zakup tj hantelki i poćwiczylam sobie z nimi nawet wczoraj. niesamowicie ćwiczenia poprawiaja mi humor, a po rowerze to czuje jak mi spodnie spadaja
koleżanka wczoraj zadzwonila do mnie z rewelacja: 2 litry wody i chudnie sie bez zbednego wysilku 1 kg tygodniowi, mysle, że to bujda, a Wy??
ale ma sie dowiedziec oszczegoly: co gdzie i jak? zobaczymy!!!!
pozdrawiam i wracam do pracy a Wy Piszcie
papa
psze bardzo
to ja z moimi synkami:
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
a to sama ja:
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Teraz już wiecie dlaczego chcę schudnać?? Chociaż ostatnio i tak polubiłam siebie nie wyglądam jeszcze tak tragicznie )))))
Ale cudowne bobasy, hmmm juz kawalerzy
Hej wam wszystkim
Daję słowo, jeszcze pół godziny temu byłam potwornie głodna ale po lekturze waszych doświadczeń... głód czmychnął
Pozwolicie, że dołączę do waszej batalii?
Krótka charakterystyka: 30lat, 168cm i 74kg...
1 lutego 2003 zaręczyłam się ... ważyłam wtedy 70. Sporo... Postanowiłam sobie, że najwyższy czas coś zmienić (czyt.: schudnąć). No i od tych zmian przybyły mi 4 kilogramy... Jak widać, okres narzeczeństwa baaaardzo mi służy... bo "nazecony" .. cóż..."kocha mnie taką jaka jestem"... może z wami pójdzie mi lepiej...
Pozdrawiam
hej, carilonku i cała reszto!
1 lutego 2003 zaręczyłam się ... ważyłam wtedy 70. Sporo... Postanowiłam sobie, że najwyższy czas coś zmienić (czyt.: schudnąć). No i od tych zmian przybyły mi 4 kilogramy... Jak widać, okres narzeczeństwa baaaardzo mi służy... bo "nazecony" .. cóż..."kocha mnie taką jaka jestem"... może z wami pójdzie mi lepiej...
coś mi to przypomina... jak poznałam mego obecnego męża ważylam coś około 72 kg (przy 168 cm) niby sporo, ale zawsze byłam wieksza od innych koleżanek i jakoś się z tym godziłam niestety, kiedy rok później bralismy ślub okazało sie, ze ściganie się z nim na porcje (skoro on moze tyle zjeść to czemu nie ja?!?) i jeżdżenie wszędzie samochodem (kto by pomyślal, że to taka różnica..?) nie wyszło mi na dobre. oczywiście, po drodze orientowałam sie, że ubranka robią się coraz ciaśniejsze, ale przełomowym momentem było właśnie szukanie ślubnego ubrania - po prostu brak bylo rozmiarów!!! wtedy weszłam na wagę i 84 kilo. jak to wspominam robi mi się słabo...
cieszę się, że niektórzy orientują się wcześniej.
teraz na szczęście dobiłam do 70 (a czasem pokazuje się już nawet 69 - ale nigdy po weekendowym obiedzie u rodziców ) - 10 kilo schudłam na wiosnę w zeszłym roku (ale 4 mi wróciły ), resztę od stycznia tego roku (zaczęłam pracę w pełnym wymiarze godzin i skończył się czas na podjadanie ) teraz jest w miarę ok, pod warunkiem, że nie siedzę w domu jak dziś (trochę się przeziębiłam) i nie przebywam w pobliżu lodówki
to mój debiut na tym forum, zwykle tylko przeglądam sobie wasze posty i szukam motywacji, staram się po prostu nie odwracać zbyt uwagi od pracy magisterskiej (na szczęście już prawie koniec ) tak samo niestety tłumaczę sobie brak ruchu - że nie mogę iść popływać/pomaszerować/porolkować, bo muszę przecież pisać
z tego powodu nie będę często tu pisywać (już lepiej byłoby chyba na te rolki pójść...), ale samo czytanie też bardzo mi pomaga
planuję zrzucić jeszcze około 10 -12 kg, nie planuję do kiedy, ale mam teraz łatwiej, bo przyłączył się do mnie mój mąż (zindoktrynowałam go moimi sukcesami i teraz je za mną zielsko i pije wodę, jak zwierzęta zero panierek, serniczków i coli - to ostatnie było najtrudniejsze, ale też się udaje) teraz przynajmniej w lodówce kuszą same niskokaloryczne rzeczy, chyba, że złamię się już na etapie sklepu, ale jestem dość odporna po 1,5 roku doświadczeń. a nawet jak się złamię, to i tak nie tragedia - wolniej chudnę, na dłużej mi starczy
nie odmawiamy sobie tylko lodów (oczywiście nie litr dziennie )
bo coś słodkiego dzielnym nam się należy
życzę wam wszystkim sukcesów
będę was odwiedzać
Hej witajcie po przerwie!!!
Nie miałam jakiś czas dostepu do netu - nie zagladałam dlatego na forum, a miedzy godzinami wpajania dzieciom w szkole zasad informatyki tez nie miałam możliwosci... może dlatego sobie strasznie popusciłam i zawaliłam dietę (już 3 dni ) oj wstyd mi - a tak juz dobrze się zapowiadało - buuu....
Dzisiaj to miałam przegięcie - jakieś załamanie - czuję się okropniaście bo wymiotłam z lodówki co tylko się dało i jeszcze dorwałam się do słoika z nutellą - ale zajrzałam tu - net chodzi rewelacyjnie i wreszcie nie miałam problemu z logowaniem - i znów Wasze posty - one naprawdę stawiają na nogi i zmuszaja do zastanowienia się nad sobą - czyli - nic już dzisiaj do konsumowania a od jutra powrót do scisłej dietki...
To na razie dziś wszystko - witam w naszym gronie mrumiau
mam nadzieję, że mój dzisiejszy post Cię nie odstraszy - to tylko przejściowe, a swoją drogą to fakt że małżeństwo służy - mnie też przybyło i to duże "co nieco"
[/b]
cappuccino:gratuluje chłopaków i trzymam kciuki za dalsza dietkę, pisz co u Ciebie
carilonek: mialam to samo z tym tyciem po zareczynach; ale nie chce Cie straszyć- po ślubie było jeszcze gorzej, trzymaj się walcz i nie popełnij mojego błędy ( nie z małżeństwem oczywiście, tylko z dogadzaniem sobie jedzonkiem) zyj miłością
mrumiau: uda Ci sie z nami oczywiście
aynne: eh niestety ja mam to samo i nie wiem jak to przerwać, wczoraj torcik w pracy (dziecko sie koledze urodziło), do obiadu ciacho, do kolacji batonik, mialam przestać, ale dziś do śniadania znowu sernik, ble fuj i ojej; ale nic koniec, od teraz zaraz i witam znou dietke, 3 dni to nie powód żeby przerwac i zmarnować to co już osiągnełyśmy; bądzmy twarde ja sie nie mam zamiaru po raz kolejny poddać, trzymajcie więć kciuki za moj powrót na dobrą drogę
GUBIA MNIE TE OBIADKI U RODZICÓW TEŚCIOW I DZIADKÓW- CO MAM Z TYM ZROBIC
Może spokojnie im wytłumaczyć Twoją sytuację, że utrzymanie diety jest dla Ciebie bardzo ważne, ale mimo to uwielbiesz ich objadki, i np. zamiast kotleta schabowego na pól talerza wystarczy Ci 1/4 i będziesz pojedzonaZamieszczone przez milas
Może to przejaskrawiony przykład, ale można się dogadać, najlepszym rozwiązaniem są mniejsze porcje, a czasem rezygnacja z jakiejś bardzo kalorycznej potrawy (ale to pewnie w ostateczności bo mogliby się śmiertelnie obrazić ).
pozdrawiam
dzieki
op
ale niestety nie da rady tak zrobić, całeszczeście u rodzicó i teściów mogę siętroche chorym żołądkiem wybronić, ale nie do końca. Po prostu dosaje mięso gotowane, ale niestety w sosie (to samo z gołąbkami), poza tym -szczególnie teściowie_ dają wielkoe talerze(normalnie ze 35 cm średnicy- może trudno w to uwierzyć, ale skądś takie koromysła wytrzasneli )
i jak sobie naloże normalną porcje to zajmuje ona 1/4 talerza i potrzą się na mnie jak na głupią
troche udaje mi się nadrabiać sałatkami ale niestety wszysko jest jak nie ze śmietana to z majonezem ( a ja powinnam przecież to jeść bo tłuszcz osłania żołądek - słyszałaś kiedyś większą głupotę )
poza tym to ja już po zupie jestem przejedzona i jest wielka obraza jak nie zjem
a babci to zupelnie oddzielna histoia - zupa i drugie danie - od razu nałożone i potrzą się wszyscy czego jeszcze nie skończyłam i czekają aż wduszę reszte - płakać mi się wtedy chce
a póxniej sa jeszcze 3 ciasta (jeszcze 1-en kawaleczek , a co niesmakuje Ci? a ja się tak starałam!!!)
a na koniec jeszcze jedno danko, zanim zdąrze złapać powietrze już mam nałożone jak dla chłopa od pługa oderwanego!!
wieć jem szybciutko i uciekam, żeby jeszcze więcej nie dostać
I CO WY NA TO???
BO JA NIE MAM POMYSLOW!!!!!!!!!
Zakładki