-
hej, carilonku i cała reszto!
1 lutego 2003 zaręczyłam się ... ważyłam wtedy 70. Sporo... Postanowiłam sobie, że najwyższy czas coś zmienić (czyt.: schudnąć). No i od tych zmian przybyły mi 4 kilogramy... Jak widać, okres narzeczeństwa baaaardzo mi służy... bo "nazecony" .. cóż..."kocha mnie taką jaka jestem"... może z wami pójdzie mi lepiej...
coś mi to przypomina... jak poznałam mego obecnego męża ważylam coś około 72 kg
(przy 168 cm) niby sporo, ale zawsze byłam wieksza od innych koleżanek i jakoś się z tym godziłam
niestety, kiedy rok później bralismy ślub okazało sie, ze ściganie się z nim na porcje (skoro on moze tyle zjeść to czemu nie ja?!?) i jeżdżenie wszędzie samochodem (kto by pomyślal, że to taka różnica..?) nie wyszło mi na dobre. oczywiście, po drodze orientowałam sie, że ubranka robią się coraz ciaśniejsze, ale przełomowym momentem było właśnie szukanie ślubnego ubrania - po prostu brak bylo rozmiarów!!! wtedy weszłam na wagę i
84 kilo. jak to wspominam robi mi się słabo...
cieszę się, że niektórzy orientują się wcześniej.
teraz na szczęście dobiłam do 70 (a czasem pokazuje się już nawet 69 - ale nigdy po weekendowym obiedzie u rodziców
) - 10 kilo schudłam na wiosnę w zeszłym roku (ale 4 mi wróciły
), resztę od stycznia tego roku (zaczęłam pracę w pełnym wymiarze godzin i skończył się czas na podjadanie
) teraz jest w miarę ok, pod warunkiem, że nie siedzę w domu jak dziś (trochę się przeziębiłam) i nie przebywam w pobliżu lodówki
to mój debiut na tym forum, zwykle tylko przeglądam sobie wasze posty i szukam motywacji, staram się po prostu nie odwracać zbyt uwagi od pracy magisterskiej (na szczęście już prawie koniec
) tak samo niestety tłumaczę sobie brak ruchu - że nie mogę iść popływać/pomaszerować/porolkować, bo muszę przecież pisać
z tego powodu nie będę często tu pisywać (już lepiej byłoby chyba na te rolki pójść...), ale samo czytanie też bardzo mi pomaga
planuję zrzucić jeszcze około 10 -12 kg, nie planuję do kiedy, ale mam teraz łatwiej, bo przyłączył się do mnie mój mąż (zindoktrynowałam go moimi sukcesami i teraz je za mną zielsko i pije wodę, jak zwierzęta
zero panierek, serniczków i coli - to ostatnie było najtrudniejsze, ale też się udaje) teraz przynajmniej w lodówce kuszą same niskokaloryczne rzeczy, chyba, że złamię się już na etapie sklepu, ale jestem dość odporna po 1,5 roku doświadczeń. a nawet jak się złamię, to i tak nie tragedia - wolniej chudnę, na dłużej mi starczy
nie odmawiamy sobie tylko lodów (oczywiście nie litr dziennie
)
bo coś słodkiego dzielnym nam się należy
życzę wam wszystkim sukcesów
będę was odwiedzać
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki