Cześć dziewczyny.
Nie miałam zamiaru zbyt długo myśleć, ale trzeba było się zastanowić. Niestety w dalszym ciągu mimo obiecanek nie brałam poważnie swojego odchudzania. Dopierow w pątek jak przeczytałam sobie jeszcze raz cały pościk Aganny doszłam do wniosku, że można jeść przyjemnie i w miarę do sytu bez specjalnych przekroczeń diety 1000 kcal. Na marginesie piszę 1000 ale mam na myśli 1000 do 1500 w zależności od założeń.
Musiałam to i owo przemyśleć, wkurzyłam się na siebie opieprzyłam się i stwierdziłam, że albo zacznę poważnie traktować dietę albo sobie daruję. Bo bez sensu się oszukiwać i jęczeć że waga stoi a jednocześnie obżerać się ponad miarę. Na początku też gotowałam sobie wcześniej posiłki więc jak przychodziłam z pracy to bez problemu miałam gotowy obiadek. Z czasem znudziło mi się to i jadłam co było choć w mniejszej ilości, ale stopniowo zaczynałam oszukiwać siebie samą. No i ziarenko do ziarenka i waga stanęła a potem trochę przybyło. Ale teraz stop albo w jedną stronę albo w drugą. Rowerek stoi w domu a tylko służy za wieszak na ubrania. Sio mi z niego ja tu jeżdżę nie ma. Oczywiście to tylko do mnie ten tekst, bo sama go tak zastawiam tłumacząc się, że czasu nie mam, że muszę jeszcze to czy tamto a to plecy bolą a to to. Normalnie słuchać tego nie można.

Dobra tyle narzekania a to nowe założenia: jeść tyle by nie być głodnym, nie oszczędzać na śniadaniach, obiad zawsze ciepły, przygotowywać posiłki wcześniej i na kilka dni, oczywiście wszystko smaczne a nie tylko nisko kaloryczne, odbałaganić rower i godzinka codziennie na nim.

Tyle założenia a dzisiejszy dzień wyglądał tak:
w pracy: pumpernikiel z polędwiczką z indyka, ser Hochland light, sałatka z ryżem, kurczakiem i warzywami, jabłka - razem są to trzy posiłki, w kaloriach to było 884,64
obiad: ziemniaki, bigos, zupa pomidorowa (czysta) - 311,76 kcal,
kolacja: jogurt z musli - 183,15 kcal

A bilans wygląda tak:
zjedzone 1379,55 kcal,
wydatek 3647,80 kcal - godzina na rowerze,
na minusie 2268,25

Jestem najedzona i szczęśliwa, nie ssie mnie na żołądku. Poprzednio zaczynałam dochodzić do tego, że patrzyłam tylko na kalorie i chodziłam głodna a popołudniu rzucałam się na jedzenie, potem obiecanki, że od jutra będzie lepiej, rano było oky a wieczorem chuzia na lodówkę. Zamknięte koło. Teraz tak nie będzie.

Dobra tyle bo nie zmieszczę się na liście. Cześć i do jutra.