Hejka,
od dwóch czy trzech dni ważę znowu moje wymarzone 57 kilo, więc może po prostu ogranizm zareagował skokiem do 58 po przejściu na II fazę, a teraz sie wszystko znowu unormowało i jest OK.
Jestem bardzo z tej dietki zadowolona. Jem wszystko to co lubię: pomidorki, ogóreczki (już są gruntowe na działce!), truskawki, wszystkie inne warzywa (oprócz buraków, marchwi, ziemniaków), czereśnie (ale nie dużo bo nie przepadam), jem kefirek odtłuszczony, maślankę 2%, szyneczkę drobiową, cycki kurze w różnych postaciach (ale bez panierki i nie smażone) i jest mi na tej dietce naprawdę SUPER.
Czytam sobie książkę p. Agatstona o diecie South Beach i wszystko pomału rozumuję w miarę możliwości oczywiście. On jest kardiologiem, więc niektóre rzeczy tłumaczy trochę jak lekarz, ale da się co nieco skumać. Wiem na pewno czego mam nie jeść, wcale mi nie brakuje chleba, wcale. Ziemniaków również, tak zresztą jak ryżu i kluchów. Dzisiaj z zupy szczawiowej oddzieliłam na sitku lane kluchy, przecedziłam po prostu na gęstym sitku i miałam klarowną zupkę z jajeczkiem. Mniamek!
Wczoraj byłam cały dzień na działce i jadłam: truskawki, a na obiad kurzy cycek duszony w porach i do tego fasolkę szparagową, a potem jeszcze bób. No pomyślcie, toż to dieta SB! W domu jeszcze trochę truskawek z kefirem (biorę antybiotyk, więc muszę kefir), a potem jeszcze ogóreczka, pomidorka, szczypiorek, sałata, koperek, mały kawałeczek serka camemberta (z tej radosci smaków pozwoliłam sobie a jakże!) i ... rano 57 kg się utrzymuje!
Super dietka i nadal ją kontynuuję!
Lecę teraz do weiderka drugi tydzień już go ćwiczę teraz mam po 20 powtórzeń. Ćwiczę 2-gi raz dlatego zaczęłam już od 15 powtórzeń a nie jak trzeba od 6-ciu.
No to narka!