Oj tak, narty to piękna sprawa. Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć, i uprawiać to szaleństwo można do późnej starości. Nawet nie chodzi tu już o sportowe zacięcie, nie każdemu taki styl jazdy odpowiada, ale naprawdę nietrudno jest dojść do poziomu, który daje przyjemność. A przede wszystkim to cudowny przerywnik szaro-burej zimy w mieście. Słońce, świst wiatru, charakterystyczny dźwięk krawędzi tnących zmrożony śnieg, cudowne widoki - ja dam się za tą kombinację posiekać. Poza tym cały dzień spędza się na dworze, co zimą nie zdarza się zbyt często, po nartach jest zawsze kapitalny ubaw w apres-ski barach, naprawdę nie ma czasu i sił pomyśleć o czymkolwiek, co zostało w mieście. REWELACJA.
Dziś ładnie pobiegałam, co prawda w lesie dalej ślizgawica i drobiłam bokami jak gejsza, ale jak się nie ma co się lubi, to się klnie i biegnie po tym, co jest.
A w górach przytyłam, co zresztą zawsze mi się przydarza. Ale jak się je ze 3 konkretne obiady dziennie (2 na stoku i jeden w knajpie wieczorem) i wypija hektolitry alkoholu, który w górach bardzo fajnie wchodzi bez żadnych skutków ubocznych, to takie są efekty. Wszyscy chudną, a ja tyję . Ale i tak nie zamierzam z tego rodzaju wakacji rezygnować.
Anise, no zapomniałam przez to świąteczno-wyjazdowe zamieszanie oznajmić, że w socjalizacji Bromby nastąpił przełom. W pierwszy dzień Świąt, jak gdyby nigdy nic, Bromba wlazła mi na kolana, położyła się i zasnęła. Tak jakby po prostu uznała, że poczuła się oswojona i dosyć już tego kombinowania. Od tego dnia działania te praktykuje codziennie, a wręcz wzmogły się po moim powrocie z gór. Gacek za to dostał ksywkę 'terrorysta'. Był ponoć strasznie wściekły na wszystkich i wszystko, że wywiozłam go do obcych, wszystkich gryzł, syczał jak wściekły, i spacyfikował inwentarz rodziców. Śmiesznie to brzmi, bo Gacek to niecałe 3 kg kota, a smoki moich rodziców to kilkanaście kg każdy, a pies już w ogóle jest duży.
Do później.
Zakładki