-
Hm, cienka ze mnie studentka krakowska... Kazimierz jest dla mnie tajemnicą, chociaż schodziłam go spacerkiem wzdłuż i wszerz to jakoś bary się przede mną pochowały, w zasadzie tylko w b-side zdarzało mi się siedzieć.
Co do tych limitów - to z własnego doświadczenia wiem, że dopuszczanie takich baaardzo dużych grzechów, jak np. chipsy, pizza, mięcho, to śliski grunt. 2 lata temu, kiedy ważyłam upragnione 50kg zaczęłam podjadać tego typu specjały mówiąc sobie: "jak zobaczę, że tyję,to zacznę się ograniczać, mam wszystko pod kontrolą". Nie miałam wtedy w akademiku ani wagi, ani nic do mierzenia, więc kontrolę straciłam i wszystko wróciło. Bo człowiek zjada pół pizzy średnicy pół metra, nic się nie dzieje, gromu z jasnego nieba brak, to dawaj, jemy dalej. Opamiętanie przychodzi za późno. A najgorsze, że jeansy rosną razem ze mną!Bo ze strechem to cholerstwo A jakby sztywne było, to by pilnowało, a tak to się rozciąga i chociaż ostatnio kupowałam jeansy w rozmiarze 30 to spokojnie wchodzę w te z przed 2 lat rozmiar 28.
Co do wyników dietki, to pris, znowu zacznę cię namawiać na ćwiczenia. Wiem, nie nosisz, ale ja też niecierpiałam. Ale cudowne efekty mobilizują. Mam tu coś dla ciebie - wystarczą 2 min!
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
-
Hmm, jakby Ci tu powiedzieć... mieszkam w kawalerce i NIEZWYKLE rzadko jest tak, że jestem w mieszkaniu sama. A średnio mnie zachęca opcja ćwiczeń na podłodze, gdy obok będzie chichotać ze mnie mój chłopak Może go źle oceniam i by się nie śmiał, ale tak czy siak - absolutnie nie zachęca mnie opcja wyciskania siódmych potów na jego oczach.
I nie jest tak, że nie ćwiczyłam w ten sposób - jak mieszkałam sama, tzn miałam swój pokój to ćwiczyłam sporo do tych filmików.
Poza tym na wyniki diety jako takiej nie narzekam, serio. Jak sobie podsumowałam 2 miesiące - jest ok.
Mam teraz problem z ciągotami i tyle. A je mam nadzieje przezwyciężać.
Co do folgowania sobie - ja mam wagę, a nawet z nią tyłam, bo po prostu się nie ważyłam, twierdząc "a, na pewno jest jeszcze ok". Nie było
Na diecie od zawsze na portalu - od 2005.
Wzrost: 177, wiek: 29. [MÓJ WĄTEK]
-
Hm, ja ćwiczyłam przy moim facecie, jak z nim mieszkałam. Kazałam mu nałożyć słuchawki od komputera i grać w jakieś wyścigówki, więc go wciągało i na mnie nie zwracał uwagi.
-
Dalej ta przeklęta pogoda! Duszno, za kawą mi się ckni żeby nie zasypiać, ale jedna dziennie to aż zanadto.
Dziś pożarte:
śniadanie: 2 kromki ciemnego chleba z szynką i warzywami, herbata z cukrem (350kcal)
II śniadainie: kawa z mlekiem i cukrem (80kcal)
obiad: zupa z soczewicy wege, sałatka (300kcal)
podwieczorek: banan (100kcal)
kolacja: warzywa z patelni (150kcal) + pomidor+rzodkiewka z kefirem (50kcal)
= ~1000kcal
Dobiję do 1200 jogurtem albo czymś takim... Może kanapka wieczorem, o.
Orzeszki bym zjadła solone Ale są tak cholernie kaloryczne (prawie 600kcal w 100g), że raczej sobie daruję.
To niskie ciśnienie mnie rozkłada. Dosłownie.
Na diecie od zawsze na portalu - od 2005.
Wzrost: 177, wiek: 29. [MÓJ WĄTEK]
-
mnie też ta pogoda doprowadza do szaleństwa nic nie mogę zrobic bo mnie ciągle głowa boli, wystarczy pół godziny nauki i już się nie nadaję do życia mam w domu fistaszki, kuszą jak cholera, ale znowu kaloryczne są
-
Dobra, impas przełamany. Dopieściłam się smakowo, ale ZDROWO.
200g warzywek z patelni z łyżką oliwy, na pikantnie, z kupą ziół, do tego pomidor z rzodkiewą, czosnkiem i kefirkiem. Cudo. Kalorii tyle co nic, a jakie pyszne i jakieś letnie w smaku.
Zrobiłam wreszcie większe zakupy (bo ostatnio posucha w lodówce), zdobyłam ulubiony czarny chleb ze śwlikami, mnóstwo warzyw, jakoś mnie to podniosło też na duchu.
Mam 200kcal do "odbębnienia" do końca dnia, ale jakoś nie mam ochoty.
Wnioski z kiepskiego weekendu i pierwszego dziś lepszego dnia: obiad najlepiej zmieścić w 400kcal, a nawet i 350. Jakaś wegańska zupka i sałatka do tego doskonale się nadają. A wtedy można sobie zjeść wczesną kolację, też całkiem pożywną...
Czuję, że wróciłam na dietowy ring
Na diecie od zawsze na portalu - od 2005.
Wzrost: 177, wiek: 29. [MÓJ WĄTEK]
-
Pris, święte słowa - obiad na 350kcal! Bo jak człowiek zje 500kcal to jakoś specjalnie nie jest bardziej pojedzony, a limit straszy... Nic się potem w zasadzie nie mieści. Zrobiłam ten błąd jedząc na obiad zupę fasolową. Niby nic, ale zawarte w niej strzępki boczku chociaż nie syciły, dodawały całości mnóstwa kcal.
-
-
Jedzniowo dzień taki jak wczoraj... identycznie Tyle że zamiast banana wypiłam drugą kawę. Wczoraj minęły okrągłe dwa miesiące od startu diety (z przerwą na Wielkanoc ), mogłam się dziś rano zważyć, ale zapomniałam, zrobię to jutro.
- śniadanie - 350kcal
II śniadanie - 80kcal
obiad- 400kcal (zupa + sałatka, na deser big milk)
podwieczorek - 80kcal
kolacja - 300kcal (warzywa z kefirem)
=~1200kcal
Na diecie od zawsze na portalu - od 2005.
Wzrost: 177, wiek: 29. [MÓJ WĄTEK]
-
No proszę, jak ślicznie, co do kcal
3mam kciuki!Już schudłaś wzorowo 4kg/miesiąc!
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki