Oj, narobiłyście mi smaczka na owoce morza. Skuszę się może na małże w puszce. Są dosyć drogie jak na konserwę, ale nie jest to duża puszka, więc ryzyko zjedzenia zbyt dużej ilości nie grozi.
Żywych potraw nie biorę do ust.
Oj, narobiłyście mi smaczka na owoce morza. Skuszę się może na małże w puszce. Są dosyć drogie jak na konserwę, ale nie jest to duża puszka, więc ryzyko zjedzenia zbyt dużej ilości nie grozi.
Żywych potraw nie biorę do ust.
ja ponoć jadłam ślimaki, ale byłam wtedy mała i nic nie pamiętam nie wiem, może się kiedyś jednak skuszę chociaż sama nie wiem...
A mnie tylko niektóre smakują :P krewetki i kalmary są super, ostrygi albo małże też chyba jadłam ale nie pamiętam już :P
A jadłaś może sushi? ja się jeszcze nie odważyłam Pozdrawiam
Felicja są dobre marynowane owoce morza w słoikach (za ok. 10zł) bodajże firmy Abba lub jakoś tak.
Sushi niestety nie jadłam, trochę mnie krępuje słaba umiejętność jedzenia pałeczkami, żeby pójść do dobrej restauracji W Krakowie kojarzę z sushi Edo na Kazimierzu, już łypię oczkiem na ten lokal od jakiegoś czasu.
Ech ja jakoś zdołowana, waga stoi na mur-marmur. Przykro trochę, bo jem raczej nieźle (?). Wiem, obiecałam sobie nie przejmować się, ale na weekend majowy ma być bardzo ciepło, a jedziemy z grupą znajomych na wycieczkę Słowacja-Węgry więc fajnie jakby włożyć bez krępacji bluzkę na ramiączkach... a tak to marnie to widzę
Wczoraj wypiłam wieczorem 1,5l wody, oczyściło-przeczyściło nieźle, ale dziś rano na wadze ciągle to samo.
Myślę, że jem nieco za dużo, tzn za duże porcje... choć może szukam na siłę punktu zaczepienia ?? Już sama nie wiem. Je mi się dobrze, fajnie, sprawnie, czuję, że ciało reaguje dobrze, ale waga stoi jak zaklęta. Wiem, sport, ale to sobie zostawiam do kupna tego cholernego rowera, który jak się okazało mam szansę kupić w ciągu najbliższych 10dni
Moja waga-constans i już dobry wygląd to 70. Strasznie bym chciała już tyle ważyć, mieć podparcie w jako-takim wyglądzie, żeby próbować powalczyć o 65. Z 74kg czuję się jak słonica, dlaczegoooo, przecież jem dobrze Nie grzeszę, więc ZA CO??? W sobotę chcę ważyć 73!
Wago, zaklinam cię, rusz, bo mnie szlag trafi!
Witaj, Pris, poczytałam sobie, podumałam i stwierdziłam, że rozsądna jesteś, niegłupia i masz dużą wiedzę, a ja chętnie obcuję z takowymi ludźmi, a nuż się czegoś od nich dowiem. Toteż postanowiłam wpaść i pochwalić się nowym stanikiem, hihi. Różowy i zgodny z obliczeniami kalkulatora
Będę wpadać częściej, o ile nie zapomnę, że Pris można znaleźć w Pamiętnikach (bo czasem zatrzymuję się na "chcę schudnąć" i zapominam o "pamiętnikach".
Ale póki co, piszę się na obserwację W sensie: poobserwuję Twój wątek, bo mi się podoba, no
Pris,
a może okresik się zbliża?
Mi też waga stanęła, ale staram się tym nie przejmować, bo za 3 dni okres.
A może masz zaparcie i więcej w tobie zostaje niż wychodzi i to to tyle waży? Zjedz wieczorem łyżkę siemienia lnianego i popij wodą. Rano powinien pojawić się efekt. Próbowałam, metoda skuteczna i bezpieczna.
A jak Twoje wymiary????
Ja z bluzkami na ramiączkach mam odwrotny problem: cycki mi wiszą, dekolt kościsty, długie patykowate ręcę... Wyglądam fatalnie.
Pris ja wierze ze waga ruszy. Widocznie organizm musi sie przystosowac moze rzeczywisciejestes przed okresem. A jak w sobote nie ruszy to spróbuj moze cos zmienic. Cierpliwosci :*
spokojnie waga na pewno ruszy, musi ruszyć trzymaj się cieplutko!!!
Nie no, przed okresem nie jestem Jeszcze spokojnie ponad 2tyg.
Z siemieniem wypróbuję, bo możliwe; ostatnio się czuję w sposób wiadomy także mam pewne wytyczne, że Felicja może mieć rację.
Dziś pożarte (desperacko tak dzień wyszedł, przez tą stojącą wagę )
śniadanie: herbata z cukrem, 2 kromki ciemnego pieczywa śliwkowego z szynką i warzywami
II śniadanie: 1 kabanos drobiowy
obiad: miseczka żurku, kawa z mlekiem i cukrem
podwieczorek: 3 kielszki wytrawnego wina (spotkanie ze znajomymi )
kolacja: sałatka cesarska (czyli z grillowany kurczak, sałata, parmezan i kapary PYCHOTA!), zielona herbata.
Nie mieszam węgli, tzn nie chcę już jeść nawet kaszy czy ryżu z mięsem na obiad. Surówka czy sałata do mięsa i starczy. Chleba wieczorami nie jem, a węgle zawsze były dla mnie zgubne. Gdyby nie wino czasem, czy słodzenie kawy i herbaty, to byłabym niemal na II fazie South Beach. Nawet na sok pomarańczowy ukochany zaczęłam nieprzychylnie łypać, stoi mi pyszny litr Fortuny od 2 dni i jakoś nie piję. W czymś tkwi mój błąd, albo organizm sobie stanął, bo lubi i ma taki kaprys
Zakładki