Tydzien 10 - wtorek
-------------------------
Wczoraj byl niezly dzien. Najpierw bylam pol dania sama w domu, bo tesc pojechal do sklepow typu Obi, a potem ja poczlam kupic miesko na obiad i po dordze polazilam po C&A... Kupilam sobie 5 rzeczy na gore - tzn biala bluzke, dwie bawelniane koszulki na ramionka, sweterek na suwak i lekka kurteczke w zgnilozielonym kolorze. Szypalam sie z kasa - i jestem happy, bo 75 Euro za to wszystko to tylko troche wiecej niz ile musielismy dac za jedne spodnie dla mojego meza.
Spodni narazie sobie nowych nie kupuje - musze miec 65kg, zeby to zrobic. Bo moje wielkie jeszcze ze mnie calkiem nie spadaja - a posrednich nie mam (pamietam, ze dlugo wciskalam sie w stare spodnie, nie chcac uwierzyc, ze tyje) No ale na gore mozna spokojnie juz nosic rozmiar 38 - tylko kurteczki jeszcze nie dopne calkiem w biodrach Ale po co w ogole zapinac taka kurteczke... zreszta na wszystko przyjedzie czas. Dzis pojde poszukac czegos dla mojego mezusia.
Wczoraj zjadlam zdrowo, ale malo - ale to moze dlatego ze sniadanie zjadlam dopiero po 12:00. A byly to kanapki na pieczywie pelnoziarnistym - tak jak wczoraj z roznymi serkami. Na obiadokolacje bylo spaghetti pelnoziarniste z sosem klasycznym. :P W miedzyczasie lyknelam kawalek tortu orzechowego i wieczorem pol tabliczki ciemnej czekolady z nadzieniem marcepanowym
Dni zacznynam jak zwykle szklanka wody z sokiem z polowki cytryny.
Acha... zapomnialam wczoraj sie zalogowac o 19:00. Stalam w kuchni i szykowalam spaghetti. No ale jesli rekord i tak sie dal pobic - to wszystko gra. Zobacze co u Julcyk - dawno jej nie czytalam.
Serdeczne!
Zakładki