-
Milasku i to akurat ty mówisz o mnie per pracuś?! Robię sporo, staram się zagospodarować czas sensownie i zaplanować czas tak, by ze wszystkim się wyrabiać, a pozapracowej roboty mam teraz (z resztą zawsze) sporo. Ale to i tak nic w prównaniu do twojej codzienności :) Tak czy siak, faktem jest, że ostatnio niedosypiam i robie więcej niż bym chciała. Tylko koordynowanie nie zawsze idzie mi tak dobrze jak bym chciała. Ale daję radę.
Jogi póki co nie będzie (finanse) ale mam upragniony rowerek i będę sie uczyć na nim jeździć. Zaczynam dziś, minimum 20 minut z niezbyt wielkim obciążeniem (nie jeździłam od dawna w ogóle) chyba, że dam radę więcej. Jak się przyzwyczaję to po kilku dniach będę zwiększać obciążenie tudzież wydłużać czas i zobaczymy.
Co do płaszcza to absolutnie nie mam zamiaru się powiększać i do niego dopasowywać ale prawda jest taka, że to boski kożuch jest, nigdy wcześniej nie miałam nic tak ciepłego i milusiego. I szkoda mi, bo dwa sezony w nim przechodziłam i chciałoby się jeszcze, a tu kompletnie się nie nadaje. No nic.
-
Przesunęłam wagę na tickerze. I zobaczyłam, że do całkiem sensownej wagi brakuje mi 3 kg. Najchętniej zrzuciłabym je z ud i dołu brzucha. Wiem, że już całkiem niewiele brakuje mi do naprawdę fajnego wyglądu. Wiem głową, a nie oczami ale do tego też dojdę. Mam nadzieję, że rowerek pomoże mi pozbyć się nadmiaru ud i że utrzymywanie diety da rezultaty. Brzmi to wszystko trochę jak mantra i chyba słusznie. Bo to w końcu ode mnie głównie zależy.
Na święta nie wyjeżdżamy do rodziny Mężczyzny, a u mojej łatwiej mi będzie się powstrzymać przed obrzarstwem, mniej będzie tuczących rzeczy i w ogóle obchodzimy tylko wigilę, dwa dni świąt są zupełnie normalne. Więc w najgorszym razie będzie jeden dzień jedzenia, a reszta w normie. Postaram się więc nie traktować świąt jako usprawiedliwienia. Szczególnie, że niedługo potem, 7 stycznia, bierzemy ślub i choć bez wesela, to obiad i impreza będą, a na nich pyszne jedzenie, wtedy nie ma bata, będzie urlop od diety. Sylwester bowiem też nie będzie huczny w tym roku.
Realnie więc rzecz biorąc, jest szansa, że do ślubu będę ważyła 62 kg. I chyba do tego będę dążyć. Od wielu osób już słyszałam, że wyglądam dobrze i nie powinnam chudnąć więcej. Kilka mówiła by tak niezależnie od mojego wyglądu, widząc jedynie, że schudłam. Kilka innych jednak mówiło to z przekonaniem i niesposób nie wziąć ich opinii pod uwagę.
Bredzę. :)
-
Jestem z siebie dumna. Poszłam na przerwę celem skonsumowania jogobelli light popitej herbatą. A tam, z nienacka, zaatakował mnie czekoladowy tort, nałożony specjalnie dla mnie. Koleżanki same już się zajadały, namawiały mnie, a ja się nie dałam. Jadłam już taki tort, wiem jak smakuje, a czkoladowe ciasta nie są moimi ulubionymi więc po co? Zostawiłam dla nich, sama zjadłam pyszny wiśniowy jogurt, dzięki czemu mam na koncie 590 kcal i pole do popisu wieczorem! :)
-
Witaj Zosiu :D
i tak trzymaj dalej! :) żadne torciki Ci nie straszne...!! :)
gratuluję tez pięknej wagi dzisiaj.. :) jesteś juz bliziutko celu i jestem pewna, ze na ślubie 62 kg będzie jak nic.. a może i mniej! :)
kurcze, jestes potwornie dzielna :shock: 8) super! :)
Zosiu rzadko pisze ostatnio, ale czytam i myślami jestem. Niestety cierpię na deficyt czasu, za tydzień powinno być juz trochę lepiej.. tak więc wybacz!
pozdrawiam gorąco - fajnie, ze taki udany weekendu u teściów za Tobą :) pa! :) miłego wieczorku :D
-
Hej zosiu!
Super, super, super :!:
I jak Cię nie traktować jak guru :?: :!:
schudnąc dasz rade spokojnie do ślubu! rowerek na pewno pomoże, oczywiście na sam!
a to już będzie Twoja wada ostateczna czy zamierzasz coś jeszzce później chudnąć, czy tylko utrzymywać?
a co do kożucha: to nie da się go jakoś przerobić?
pozdrawiam
-
Niedawno skończyłam jeść kolację. Po porcji makaronu z sosem pomidorowym zjadłam kawałeczek ciasta od teściowej (taki 1,5x1,5 cm liczę 50 kcal za to) mam na koncie 900 kcal i zastanawiam się czy tak nie zostawić. Jaka nie zapadnie decyzja, czekam chwilę i wsiadam na rower! Już mam buty sportowe na nogach i wygodne spodnie i nie mogę się doczekać! Chyba jednak nie będę jadła żeby nie opóźniać. ;)
Magdalenko, dla ciebie jadłospis:
otręby pszenne granulowan ze śliwką - 2 łyżki - 40kcal
musli z owocami - 2 łyżki - 64 kcal
frutina - 1 łyżka - 30 kcal
mleko 0,5% - 200ml - 70 kcal
kotlet jajeczny - 80g - 223 kcal
buraczki gotowane - 100g - 27 kcal
manadrynki - 2 sztuki - 50 kcal
jogut light - 150ml - 90kcal
spagetti - 60g - 204 kcal
oliwa - 0,3 łyżki (dałam łyżkę, a Mężczyzna zjadł 2/3 sosu :) ) - 27 kcal
pomidory - 200g - 34 kcal
czosnek - 1 ząbek - 2,5 kcal
ciasto - kawałeczek 1,5x1,5cm - 50 kcal
-------------------------------------------------
= 911,5 kcal
Anikasku, piszcie tę pracę, to najważniejsze. Cieszę się, że znajdujesz czas na czytanie chociaż :) Mam nadzieję, że jesteś dobrą wróżką i rzeczywiście do ślubu te 62 osiągnę. Mniej nie musi być, z resztą, to pewnie wyjdzie w praniu. Bo skąd ja mam wiedzieć, jak będę wyglądała przy tej wadze? :)
Tobie również życzę miłego wieczoru i w ogóle :)
Milasku, ty mi lepiej powiedz, jak mnie traktować jak guru, skoro ta moja dieta się z takiej ilości słodyczy składa? Ty w każdym razie jesteś moim absolutnym guru naukowo-pracowym. Oj tak! Rowerek nie będzie sam, oczywiście w parze z dietą. Już nawet chyba nie bardzo wiem jak to jest NIE BYĆ na diecie. :) Nie pamiętam. 62 jest wagą chwilowo ostateczną. Znaczy się, jak napisałam Anikaskowi piętro wyżej, nie mam pojęcia jak będę w niej wyglądała, bo chyba od podstawówki tyle nie ważyłam. Ale wydaje mi się, że będzie ok, Mężczyzna lubi mnie, jaka bym nie była, a jak mam więcej ciała to tym lepiej. Tak więc zobaczę. Jak będę wyglądała, czuła się itd. 62 to wynik realny do osiągnięcia, dlatego taki cel obrałam. A potem się okaże.
Co do kożucha, to nie mam pojęcia. To jest taki kożuch do ziemi i przerabianie go wymagałoby z pewnością specjalnej maszyny i umiejętności. Nie mam żadnych doświadczeń z przerabianiem takich rzeczy (zwężone spodnie zawoże do poprawki, są za szerokie nadal poza tym po przesunięciu zaka, guzik jest jakby dalej niż dziurka :) ) (zwężała je krawcowa, broń boże nie pomyśl, że ja sama) i trochę się boję. Poza tym obawiam się też, że kiedyś nie daj boże utyję i znów będę miała problem, a ostatecznie na rozmiar 40 łatwiej coś znaleźć niż na 44, a taki jest własnie płaszcz. Pomyślę, póki jeszcze nie ma siarczystych mrozów :)
-
Nie śmiejcie się ze mnie! Jeździłam dokładnie 30 minut. Pierwsze 20 na małym obciążeniu, na kolejne 10 zwiększyłam i ledwo zeszłam! Problem polega na tym, że coś jest nie tak z prędkościomierzem albo licznikiem, bo cały czas jechałam 25-30 km/h, przez pół godziny, a pokazał mi, że przejechałam 11 km. Co nijak nie tworzy matematycznej całości o ile umiem liczyć :)
Tak czy siak, jeździłam na rowerku pierwsze pół godziny, jestem zmęczona i czerwona na twarzy. A przede wszystkim zadowolona! :)
Jeszcze jednym minusem rowerka, poza jego brzydotą, jest głośność. Telewizor idzie półtora raza głośniej niż zwykle, jeśli mam go słyszeć, a do Mężczyzny siedzącego obok prawię krzyczę. Obawiam się, że któreś z nas od tego zwariuje, a przynajmniej rozboli głowa.
Boli mnie tyłek i jestem przeszczęśliwa!
-
Hej Zosiu!
właśnie tego się bałam w tej całej opowięsci o płaszczu :!:
Ze będziesz go sobie w stanie nieruszonym zostawiać i że założysz, że możesz kiedyś przytyć.
Masz tak nawet nie myśleć! Nie nie i jeszcze raz nie!!!!!
Pozbywamy się przeszłości, swojej grubości i za dużych ciuchów, żeby sobie furtki w tył nie zostawiać.
Nie ma drogi powrotnej, rozumiesz :!: Schudłaś i tak ma zostać.
Nie cofamy się. Koniec i kropka. :evil:
A co do głośności sprzętu do ćwiczen, to dobrze, że z teściami nie mieszkasz, a szczególnie nad nimi. MOja kolezanka, świezo upieczona żona i matka, dostała steperek i ćwiczyła na nim.
A on strasznie głośny był. I pewnego dnia teściowa powiedziała jej, żeby się wstydziła, bo jak można tak publicznie, w dzien i jeszcze przy małym dziećku i to tak głośno dzień w dzień się seks uprawiać :shock:
pozdrawiam serdecznie i dobrych snów życzę :D
-
Milasku, ok, już. Poddaję się :) Nie pisałam o tym ale myślałam, żeby ten płaszcz komuś oddać albo sprzedać na jakimś allegro. Tylko, że to prezent od Babci więc chyba nie wypada. Nad zwężeniem pomyślę, tylko kompletnie nie wiem gdzie takie rzeczy się robi. U jakiegoś kaletnika (dobrze mówię? taki od futer?) czy u zwykłej krawcowej? No nic, dziś idę na poprawkę spodni do krawcowej to jej zapytam. Masz rację z tym nie zostawianiem sobie furtki. Absolutną.
Co do historii twojej koleżanki to... prawie spadłam z krzesła jak sobie to wyobraziłam. Hehe, musiała się teściowa głowić długo zanim odważyła się jej zwrócić uwagę! Rowerek na szczęście wydaje jednoznacznie rowerowe dźwięki :) Mężczyzna próbował go rozkręcić i coś poprawić, żeby było ciszej ale bezskutecznie. Pozostaje mi tylko przyzwyczaić się. :)
Dziś dzień rozpoczęty jak zwykle. Czyli płatki na mleku i herbata w pracy. Mam ze sobą serek wiejski light, mandarynki i jabłko. Planuję zjeść dziś lekkostrawnie, w sumie nie jest to wymagane ale idę do dentysty i jakoś się lepiej będę czuła.
Jeśli zaś chodzi o wagę to grr. Wczoraj już było 64,9 rano. Potem było 911 kcal zjedzonych w tym kolacja była przed 19, a później już tylko herbatka, woda i pół godziny jazdy na rowerku. I co pokazała waga dziś? 65,2. Mam nadzieję, że to takie wachania wagi przed spadkiem. Bo jak nie...! :)
-
Na drugie śniadanie o 10 zjadłam jabłko, a na lunch niepełny talerz barszczu i 2 mandarynki. Wychodzię dziś o 16, a wcześniej zjem sobie serek wiejski z miodem. Potem dentysta i nie wiem czy będę mogła jeść. Wiem, dramatyzuję :)
Póki co mam na koncie 417 kcal, więc niespecjalnie dużo. Ale dozbieram, bez obaw. A wieczorem może coś z sosem szpinakowo-seropleśniowym bo ostatnio zrobiłam tak dużo, że pełen słoiczek w lodówce czeka na zmiłowanie. A wielbię to połączenie smaku ostatnio bardzo!