-
Dziewczynki, już w domu i po kolacji. Wychodząc z pracy wymyśliłam co przyrządzę, musiałam pojechać specjalnie po mięso. Bo wyobraźcie sobie, że mieszkam w okolicy, koło której nie ma ani jednego sklepu, w którym mięso by dobre sprzedawali.
Kupiłam pierś indyka i usmażyłam ją na dużym ogniu i wcale nie bardzo małej ilości oliwy z dużą ilością przypraw. Do tego ugotowałam młode ziemniaczki (importowane ale młode) i tzatziki. Mąż w pierwszej chwili cośtam chciał marudzić ale jak powąchał, a potem spróbował to mu przeszło. Było to kaloryczne (choć ja akurat zjadłam niewiele, dwa małe ziemniaczki i może ćwierć mięsa, a tzatziki były z serka homogenizowanego light chudszego niż jogurt) ale pyszne. A potem jakoś mnie napadło i zjadłam czekoladę. Cały pasek. Ale nie żałuję. Po prostu potrzebowałam i już. Żeby jutro móc znuw dobrze się trzymać. I mam w nosie jeśli waga jutro pokaże jeszcze więcej, a pewnie pokaże.
Emilko, za chwilkę odpiszę. Masz rację z tym schodzeniem poniżej tysiąca ale to chyba bardziej chodzi o jedzenie typu 700 kcal, a ja oscylowałam koło 900. Tak czy siak dzisiejszy dzień skończę powyżej 1200 i trudno. Humor mam dobry, mężulo przywitany jak trzeba, nakarmiony. No i kopara mu opadła jak mnie zobaczył i komplementy mu się z rękawa wysypały. 
Meteorku, boję się tylko, że jak zwiększę to waga będzie jeszcze szybciej rosła. Skoro rosła przy tysiaku? Ech, już sama nie wiem co robić. Miłego wieczorku!
Hana, ja humor mam generalnie dobry ale to co wyprawia waga naprawdę mnie dobija. Mężulo zmęczony ale bez przesady więc jest ok. Na dzisiejszy wieczór spuśćmy zasłonę milczenia, a jutro znów dieta. Ja jeszcze pamiętam jak się cieszyłam kiedy zobaczyłam z przodu 8 ale szczerze mówiąc wcale mnie to nie pociesza. Na szczęście też pamiętam jak rano przeglądałam się w lustrze i mówiłam sobie, że już jest nieźle. Tylko skoro tak i skoro nie chudnę to po co ta dieta. Ech, nie marudzę już.
Zaraz musimy pojechać w jedno miejsce po coś co Mężowi na jutro do pracy potrzebne, a później to już chyba do wyrka albo do wanny się udamy.
-
Witaj Zosieńko! To super , że mąż zachwycony....
Życzę cudownego wieczoru!!!!
A i co prawda późno, ale chciałam powiedzieć, że cudownie wygladaliście podczas ślubu!!!!
Całuję Asia
-
Witam Cie Zosienko.
Ciesze sie ze wszystko ok. I nawet z tej czekolady sie ciesze, ze ja zjadlas. Czasem czlowiek musi troche spuscic z tonu, zeby miec energie do dalszej walki.
Pozdrawiam goraco...
-
Zosiu,
to dobrze, że wszystko w porządku, czekolada Ci się nalezała. I to był tylko jeden paseczek, "aż" to by była całą tabliczka. Czasmi trzeba zjeść trochę czekolady, zamiast tabletek z magnezem. Zaczełaś ćwiczyć i trzeba Ci po prostu magnezu. A skurcze to potworna sprawa. Mnie jak ostatnio w łydkę złapał, to myślałam, że u lekarza skończę, ale jakoś pomału naciągnełam. Czułam go później chyba jeszce 3 tygodnie. a teraz słucham już organizmu i tez sobie pozwalam na czekoladę, ale tylko gorzką. A poza tym zero innych słodyczy.
Ciesz się mężem. A ja czekam na odpowiedz, opis dylematu i przepisy na zupki - no może nie wszystko od razu i nie koniecznie w tej kolejności.
Komplementy Ci się należały, ja mimo, że cie nie widziałam wiem, że cudnie dziś wyglądałaś.
spokojnej nocy Zosiu
-
Zosiu jestem potwornie głodna a jak przeczytałam o twoim obiadku to już wogóle ślinka mi cieknie...to musiało byc mniam mnaim...że też Tobie się chcę tak gotować 
Zosieńko ładny kolejny dzień za Tobą mimo tego paska czekolady ale widocznie po prostu jej potrzebowałaś ...
dobrej nocki.
-
No, widać każdy musi co jakiś czas upaść. Bowiem jednak nie skończyło się na jednym pasku. Nie była to cała tabliczka, prawie cała. Ale pal licho, wpisałam to do dzienniczka, wyszło 1600. Teoretycznie i tak więcej spalam w ciągu doby, nie?
Wiem, nie powinnam i wiem, to było głupie. Mam jednak nadzieję, że jutro jednak wstanie słońce, a ja będę dalej na diecie.
Haro, dziękuję bardzo. I może nawet lepiej, że teraz bo znów przypomniało mi się, jak to było 
Hana, i tak właśnie będę sobie tłumaczyć dzisiejszą porażkę. Mam ją w nosie. Zrobiłam babci na złość i stłukłam kolano jak to słyszałam w dzieciństwie. Choć obawiam się, że waga nie poczuje się w obowiązku by mi nie dać satysfakcji i jednak wykaże, że jednak zjadłam za dużo.
Emilko, jednak było 'aż'. No może 'aż -1'. Ale w nosie to mam. Z magnezem masz rację, nie pomyślałam o tym. Choć opatrzność chyba czuwa, bowiem wieczorem w gościach, właśnie magnez dostałam do picia. Ja czekolady gorzkiej nie lubię, już wolę nie jeść niestety. A skurcze mięśni miewałam od zawsze. Kiedyś mi skurczyło całą jedną stronę ciała na w-fie w liceum. Od szyji aż do palców u stóp. Myślałam, że umrę, a nauczyciel tylko szturchnął i powiedział, że mam nie udawać bo pewnie jak zwykle staram się wymigać. Ech, stare dzieje.
Było wszystko poza przepisami ale myślę, że akurat one mogą dzień poczekać. No i dziękuję za wszystkie miłe słowa.
A teraz moje drogie idę się umyć i spać. Niech już wstaje nowy dzień.
-
Nie pojmuję i chyba nigdy nie zacznę pojmować sposobu myślenia tych bezdusznych, potwornych, złośliwych urządzeń, jakimi są wagi. Pokazała mi przed chwilą 65,4. Myślę, że zrobiła to specjalnie by jutro znów było więcej i by dalej mnie denerwować, dlatego złość na nią mi nie mija. I niech te okropny dodnosiciel, który te słowa czyta i później je mojej wadze przekazuje, mocno to podkreśli!
Nie, jeszcze nie jestem wariatem. Właśnie jem płatki z mlekiem na śniadanie, zaraz będzie czerwona herbata i zbieranie się do pracy. Niebo przykryte chmurami ale widać nie może być zbyt wiele szczęścia na raz. Mam humor dobry ale chwiejny, postaram się jednak go utrzymać. Aż żałuję, że dziś po pracy nie ma żadnej grupy jogowej, na którą mogłabym pójść i się zmaltretować.
Miłego dnia dziewczyny, odsłonięcia nieba z zasłony, dużo słońca i dobrych myśli. Tobie Emilko szczególnie.
-
Wypiłam w domu jedną czerwoną, a w pracy jedną zieloną herbatę, a teraz wodę. Ostatnio piję po 2,5-3 litrów i postaram się by tak już zostało.
Choć może powinnam wypić raczej jakieś ziółka. Na uspokojenie. Kocham po prostu moją firmę. Przed godziną weszła do biura dziewczyna i powiedziała 'dzieńdobry, nazywam się tak i tak i jestem nowym pracownikiem'. Nie dość, że nikt z nas nie wiedział, że nowy pracownik jest w ogóle poszukiwany, to nie wiedziała o tym dziewczyna, którą owa nowa osoba ma zastąpić. Jest więc nas o jedną osobę więcej i nic nie wiemy. Czy to oznacza, że ktoś z nas ma odejść? Bo więcej osób nie potrzeba. Nikt nic nie wie, stres i nerwy. Pocieszające byłoby to, że ludzi zwalnia się w razie czego ostatniego dnia miesiąca, ze względu na wypowiedzenie, a nie pierwszego, ale mam wrażenie, że moja firma, nawet to potrafi schrzanić.
W pracy mam ze sobą serek wiejski, który zjem z miodkiem. Ale jeszcze nie wiem kiedy bo póki co, nie jestem głodna. Uciekam, pa.
Ps. Pracuję znów na swoim poprzednim miejscu pracy, przynajmniej częściowo więc dostęp do komputera powinnam mieć lepszy niż ostatnio.
-
Zosiu to macie stresa...ale może po prostu zatrudniono jedna osobę więcej...może nikogo nie mają zamiaru zwalniać...trzeba być dobrej myśli...
Ale widzę, że mimo jakiś tam nieporozumień w pracy Ty zamiast sięgać po cos zakazanego pijesz wodę
Brawo. Ty dzielna babka jesteś 
Nie martw się....napewno sprawa z nową, nieoczekiwaną koleżanką wyjaśni sie pomyślnie
-
Czesc Zosiu..
Najlepszym wgowym rozwiazaniem bedzie chyba nie wazenie. Ja tez dzis z tego zrezygnowalam. Nie wiem moze poczekam kilka dni i wtedy zobacze.
Kolezanka nowa sie nie przejmuj. Moze poprostu pomylila pietra?
A ten serek to juz jest z miodem czy go sama dodajesz ?
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki