Właśnie wróciliśmy do domu. Zakupy zajęły nam zdecydowanie za dużo czasu! Ale połowę z niego spędziliśmy na przymierzaniu oprawek okularów. Mąż już dawno powinien był trafić do okulisty i zacząć nosić okulary, moje też za słabe, a soczewek nie mam. Postanowiliśmy to w końcu zrobić choć na początku byliśmy przerażeni bo same oprawki potrafią kosztować 600 zł!! Ale połaziliśmy, poprzymierzaliśmy i w końcu tak nam się udało, że za dwie pary okularów, szkła z utwardzanego plastiku z filtrami i antyrefleksem zapłaciliśmy 400zł. Straszna kasa ale jak na okulary to naprawdę niewiele. W środę po pracy możemy je odbierać. A co śmieszniejsze, mamy bardzo podobne oprawki!
Do tego kupiliśmy wiosenną kurtkę mężowi, świetna, wygląda w niej rewelacyjnie, a na dodatek jest brązowa (pierwsze rzecz w takim kolorze w jego garderobie) i była wyjątkowo tania. Ja nie kupiłam sobie nic, może poza kremem do twarzy.
W trakcie zakupów zjedliśmy w Sphinxie. Ja paprykę faszerowaną tuńczykiem (wprowadzili jakieś menu fitness), a mąż shaormę i pieczywo czosnkowe.
Potem pojechaliśmy do mamy, gdzie odpoczęliśmy, pośmialiśmy się i zjedliśmy. Mąż kanapkę ze świeżo zrobionym smalcem, a ja miseczkę zupy cukiniowej z jabłkim. I tyle. Skończyłam dzień, jak podliczyłam z 800kcal (nie policzyłam jednak do tego soku ananasowego, którego trochę wydudniłam), nie jestem głodna, brzuch się nie buntował więc jestem całkiem zadowolona.
Zobaczymy co waga jutro powie :>
Emilko, Słoneczkiem powiadasz? ;-) I dobrze. Fajnie, że masz sensowną ekipę z którą po pracy można miło spędzić czas. No i mam nadzieję, że już zupełnie dobrze się czujesz i że dziś impreza również przyjemna ;-)
Hana, szkoda gadać. Najgorsze jest to, że ja naprawdę staram się jeździć przepisowo itd, ale jak pech to pech.