MOTYWACJA I „SIŁA WOLI”

Czytałem ostatnio parę artykułów dotyczących tzw. silnej woli i przykrej cechy lenistwa.

Otóż podobno silną wolę można utrzymać tylko przez jakiś czas, potem trzeba poddać się jej osłabieniu. Innymi słowy, przeciętny człowiek nie jest w stanie utrzymywać silnie napiętego trwania w jakimś postanowieniu przez cały czas. Musi czasami odpuścić. Im bardziej napięta wola, tym większe odreagowanie. Pozytywne jest podobno to, że silna wola podlega tym samym procesom, co każdy trening: za każdym razem poprzeczkę można postawić wyżej. Jakie były wnioski? Po pierwsze liczyć się z „falowaniem” woli, czyli przygotowywać się na jej spadki i fundować sobie mało szkodliwe „odreagowanie”. Po wzmożonym wysiłku przy odchudzaniu np. zjeść coś co się lubi, ale zadbać, żeby nie było to pięć hamburgerów.

Wnioski dla mnie? Planować sobie co jakiś czas zwiększony wysiłek, potem odpoczynek i nagroda, w konsekwencji umiejętnie kształtować w sobie zdolność do coraz większego wysiłku.

Drugi artykuł był artykułem buddyjskim o rodzajach lenistwa. Wyróżnione były dwa: jedno, które chce leżeć na kanapie i gapić się w TV, i drugie, które mówi sobie w głębokiej rozpaczy „i tak niczego nie osiągnę”. Sposobem na pierwsze jest podobno myślenie o tragicznym konsekwencjach lenistwa, sposobem na drugi wyobrażanie sobie nęcącej nagrody, jaką można osiągnąć po podjęciu wysiłku.

Nic odkrywczego, ale zafrapowało mnie zaliczanie przekonania, że nic się nie da, do kategorii lenistwo. Coś w tym jest.