-
kurcze monia - nic dodac nic ująć :D
bo dieta to sposób na poprawę samopoczucia!!!!
a nie na uprzykrzanie zycia sobie i innym :D
nie wiem, ja na diecie jestem naprawde szczęśliwa :D
bo ja uwielbiam się odchudzać - robić coś dla siebie
i mojego Mężczyzny
podczas siety mam mnóstwo siły - na przeróznego rodzaju zabiegi (często domowe) kosmetyczne, na zadbanie o włosy, paznokcie, zęby, ciało...
a ten shake, jezeli miałaś na niego ochotę, trzeba było się skusić
a potem jak radzi Monia iść na ekstradługi romantyczny spacer,
albo nastepnym razem, jeżeli wiesz,że Twój Mężczyzna, lubi wpaść i coś zjeść
zaplanować to w diecie
i np. zjeść 800 kcal (albo 500, albo 600 - tyle ile Cie uszczęśliwi) zamiast 1000
wtedy z shakiem dojedziesz do góra 1200
i nie przytyjesz!!!
i dac do zrozumienia facetowi, ze następnym razem marzysz o kwiatku, misiu, ... itp :D
bo wydaje mi się, że jezeli nie będziesz pozwalała sobie na żadne przyjemności to (dla mnie przynajmniej) dieta byłaby nie do wytrzymania
np. wczoraj w kinie pozwoliłam sobie na trochę popkornu (naprawdę niewiele :D) i było to wliczone w 1000 kcal - bo po pierwsze miałam ochotę, a po drugie bo wiem, że mój Męzczyzna uwielbia popkorn w kinie i wcale mu nie smakuje gdy je sam
więc namówiłam go na najmniejsza porcję i zjadłam kilka płatków popkornu i poczułam się naprawdę szczęśliwa :D
a waga od wczoraj do dziś spadła mi o 0,7 (ostatnio stała), ale ten popkorn bynajmniej nie wpłynał na odchudzanie negatywnie :D
pozdrawiam bardzo serdecznie
i trzymam za Was kciuki
i przepraszam,że tak się rozpiasłam w nieswoim watku :oops:
Jonka
-
Moniu i Jonka- dziękuje wam za to napisałyście, dzięki wam zaczęłam się zastanawiać nad sensem diety i w ogóle życia :P, bo widzicie...ja w sumie mogłabym być wg. wszystkich, wg. mnie też, teraz nie wiem ile waże może być najmniej 63 najwięcej 68 (waga po obżarstwie- mogłam w końcu nic nie schudnąć) może faktycznie organizm buntuje się przed tak radykalną dietą?? Sama nie wiem...zważe się za tydzień, po okresie- będzie mniej mnie ;), ja już chyba tylko dąże do wagi 60kg, a nie do wyglądu 60kg, w końcu zawsze moge schudnąć po diecie, nie musze już teraz, mam czas do studniówy :P
Jeszcze raz dziękuje :*
-
a ja wczoraj , kiedy tygodnia brakuje do 3 miesiecy mojej diety mialam pierwsza wpadke obzartucha.... :cry: pewnie to przez okres...do tego wieczorem, ale na szczescie przed 21...zjadlam kanapki, orzeszki ziemne i pistacje (aaa!!! ile to kalorii)... no ale coz. mowi sie trudno, wiecej sie to nie powtorzy i tyle!!!
nie zamierzam bynajmniej zaprzepascic przez to diety..!
dzis ladnie, od rana sie trzymam jak nalezy i tylko ciwczenia odpuscilam bo okres mam a nalazilam sie i tak po miescie kilka godzin...
bylam na cuzelni, promotorka stwierdzila ze nie miala czasu przeczytac mojej pracy, uroczo! :) coz ona niby ma do roboty? chyba niewiele...ale niech bedzie...
dajcie mi kopa, co? Marcys, Ciebie prosze jako doswiadczona w tym wzgledzie -napisz mi o jojo!! zebym sie wystraszyla i sto razy pomyslala zanim znow sie skusze, co?!! prosze
a dzis kupilam sobie sweterek...scislej kupila go siostra ale sie okazalo ze na mnie tez niezle lezy wiec zostal wspolnym sweterkiem, milo! bylam tez u fryzjera ale nie zuwazyli...jaka mila rodzina...siostra zauwazyla ze "cos mam z grzywka"... coz,
-
extra...
dawniej mialam na tym topiku grupe wsparcia, traz widze ze sobie grupa poszla w swiat a ty sobie kuleczko radz....szkoda ze akurat teraz...:(
-
Moniu! Ja Cię będe wspierać!! Nie daj się żadnym orzeszkom! Zamiast wyrzucać to sobie, pomyśl że dostarczyłaś dobrych kwasów tłuszczowych, ale nie za dużo 8).
Jestem z Ciebie dumna, bo ja odrazu bym rzuciła dietę...taka już jestem :?
-
Monia... chcesz posluchac o jojo? Naprawde tego chcesz? To Ci powiem, ale nie wiem czy dam rade o tym mowic, bo mi jest tak cholernie ciezko, ze az nie moge sobie dac sama ze soba rady. Jesli Ci to jednak pomoze i bedzie ostrzezeniem, to chociaz jakis w tym plus bedzie. Powiem Wam jak jest... powiem jak sie czuje... powiem jak bardzo zaluje. Zal, smutek, zlosc na caly swiat, swiadomosc utraconych szans i marzen, beznadzieja - to wlasnie to co czuje w tym momencie kiedy to pisze. Plakac mi sie chce, plakac nad soba, nad tym jaka jestem beznadziejna i slaba.
Jojo
Dzisiejsza waga - 78,2 kg. Czy musze jeszcze cos dodawac? Czy musze wspominac, ze okolo 1,5 miesiecy temu cieszylam sie z ciezko zapracowanych 67 kilo? Czy musze mowic jak bardzo mi wstyd i jak sie czuje? Czuje sie, jakbym stala nad krawedzia, tak bardzo mi zal, tego co zaprzepascilam. Znowu - czyli tak jak to bylo cale moje zycie - zasypiam z mysla, ze od jutra to juz napewno, wstaje rowniez z ta mysla, a potem jak maszyna, jak sterowany automat ide do kuchni i jem. Jem? Ja zre jak swinia. Bez opamietania, bez zahamowan, byle wiecej, byle tlusciej, byle bardziej slodko. Po 15 minutach nie jestem w stanie wyliczyc tego co zjadlam wczesniej, po prostu nie pamietam, jakbym byla w letargu. Czy ktos tez ma cos takiego? Nie moge spokojnie patrzec w lustro, bo co widze? Oprocz drugigopodbrodka ktory znowu sie pojawil, oprocz tlustych rak i wielkiego trzesacego sie brzuszyska, widze swoja slabosc! Ohydne! Brzydze sie siebie!
Nie miesci mi sie w glowie, ze moglam sie tak zapuscic, bedac tak blisko celu, spelnionych marzen i szczescia. Tak naprawde to stracilam wiare. Wsumie to po co mi sie odchudzac, jak i tak mi sie nie uda - tak mi mowi moje wewnetrzna ja, z ktorym nie moge dojsc do porozumienia. Bije sie z myslami.
Kupuje sobie codziennie pelno slodyczy. Same tluste i tuczace rzeczy. Na same slodycze kupowane w ukryciu przed rodzina (bo mi wstyd) i pochlaniane w zastraszajacym tempie wydaje okolo 20 zl dziennie. Wyobrazcie sobie ile za to mozna kupic batonow, czekolad, ciasteczek na wage, paczkow, bitych smietan, chipsow itp. - wychodzi tego sporo. Robie tak coziennie, jakby na zlosc sobie, jakbym chciala sie ukarac, jakbym czula, ze i tak juz nic mi nie pomoze, to chociaz sie dopcham, dobije do konca.
Jestem w blednym kole, z ktorego nie potrafie wyskoczyc, bo nawet nie widze sensu podejmowania prob. Po co mi to? ...i tak mi sie nie uda, i tak nie dam rady, i tak zawsze bede gruba i niekochana... A jednoczesnie wiem, ze zle robie, ze tak dluzej nie moge, ze nie tedy droga, ze nie chce tak zyc.
Co chce? Chce wrocic do moich 67 kilo, chce cofnac czas, chce powstrzymac jojo. Wiec jesli teraz ktoras z was sie lamie, zaczyna sobie pozwalac na zbyt duzo, zaczyna schodzic na ta zla droge, dpadaja ja ciezkie dni, to niech sobie poczyta, jak czuje sie ktos, kto ma wszystkiego dosyc, bo byl tak glupi, zalosny i slaby.
Przepraszam Was za ten pesymizm, wiem ze my sie tu mamy wspierac, a nie dreczyc i zasmucac. Dlatego tez sie nie odzywalam, bo coz innego moglabym napisac. Prosze, wiem ze teraz bedziecie mnie pocieszac, ale ja juz znam wszystkie piekne, motywujace slowa, ktore od was nie raz wczesniej uslyszalam. Czytam je niemal codziennie, sa dla mnie bardzo cenne, ale nie moge ich sobie wbic do glowy!
Chcialam jeszcze tylko napisac, ze caly czas Was dopinguje po cichu. Ciesza mnie wasze sukcesy. Naprawde ciesza. Zycze Wam wytrwalosci, ktorej mi zabraklo. Nie dajcie sie! Walczcie! Trzymajcie sie! Pozdrawiam cieplo i przesylam pozytywne wibracje!
-
Marcysiu...:( bardzo mi się smutno zrobiło z tego powodu...nie moge uwierzyć w to co napisałaś...nie wiem co napisać, jak sama zauważyłaś piękne słowa są dobre...ale jak je zastosować? No właśnie...ja teraz ciągle mam złe myśli, jak szłam ze szkoły, to tylko dzięki temu, że nie miałam pieniedzy (specjalnie je nie wzięłam) nie kupiłam pączków za którymi tak tęsknie...wiem, że to źle ciągle sobie odmawiać...wiem, że to niedługo przerodzić się może w tzw. atak, ale trzymam się dzięki temu, że myśle: niedługo będe zwiększać kaloryczność i do tego koniec kary bezsłodyczowej, boje się tego, że jak pojade do chłopaka to się załamie. Zaraz do niego jade...obiecał mi, że moge zjeśc co chce...no właśnie: ja chce duuuuużo słodyczy!! A z drugiej strony nie chce być słaba...:(
-
Czesc Wam... szczegolnie Marcyssia...
Mowie 'szczegolnie' bo to wlasnie Ty jestes mi po tym liscie szczegolnie bliska. Dlaczego? Bo mam dokladnie to samo!!! Czytalam czytalam i jakbym czytala wlasne slowa, ktorych nie napisalam tu na forum, bo to przeciez pamietnik odchudzania a nie wracania do poprzedniej wagi. Zreszta co ja bym tu napisala? Ze znowu waze ponad 68 (czyli tyle ile na poczatku) mimo ze juz bylo 64 (niewiele, ale efekt 3 tygodni wyrzeczen)? Ze przestalam zupelnie cwiczyc chociaz byl czas ze godzina dziennie ze znana nam juz plyta z Vity to bylo dla mnie malo? Wreszcie ze obiecalam sobie spokojnie, krok po kroku w 3 miesiace wakacji schudnac zeby ladnie wygladac w nowej uczelni, wsrod nowych ludzi, zeby poznac wreszcie tego 'jedynego'? I co teraz? Mijaja 3 miesiace a ja dalej chodze w tych samych ciuchach rozmiar 42-44, dalej mam okropne faldy na brzuchu, dalej trzesace sie jak galareta uda a jedyne co udalo mi sie osiagnac w te wakacje to sciac wlosy. Super, normalnie extra...
Swego czasu jak juz mi waga wzrosla to sobie mowilam: nie pozwole zeby Monia123 przegonila mnie w chudnieciu (w koncu na starcie wazyla wiecej ode mnie). I co teraz? Nic dodac nic ujac. Monia123, bardzo dobrze ze mnie przegonilas! Chudnij dalej, dziewczyno! Przynajmniej Tobie sie uda. Zycze Ci tego z calego serca.
A teraz siedze przed komputerem i popijam herbate. Niedawno wrocilam od dentysty i przez najblizsze 5 dni mam zabronione nawet zucie gumy, wiec nie wiem co teraz nie powstrzyma przed jedzeniem. Jeszcze zebym gdzies wychodzila, miala cos do roboty, ale siedze calymi dniami w domu a lodowka tak blisko...
Ide, nie bede Wam przynudzac. Odchudzajcie sie dalej Monia i Nan, zeby ten topic nie umarl smiercia naturalna. Mnie poki co wstyd jest wypowiadac sie w rubryce 'Pamietnik odchudzania'...
-
psia kość,..
powiem tyle -pomoglo! ide cwiczyc z plyta!!!!
a Was, skoro mowicie, ze to nie pomaga -nie bede pocieszac ani motywowac. moge tylko podziekowac za przestroge.
Marcysia...a moze warto zamknac ten rozdzial? uwazam ze 78,2 to wystarczajace zwyciestwo jojo!! wystarczy mu, nie? a w pazdzierniku Szczecin -nowe mieszkanko, sam na sam ze swoim ja -nie bedzie juz rodzinki pod bokiem. moze dlatego warto zaczac nowy rozdzial? bo skoro tyle zmian to i dieta moze byc, i ciwczenia, i brak slodyczy?? a ze warto to ja wiem po sobie i Ty tez, bo juz posmakowalas jak to ejst wazyc mniej! jedno ejst pewne -najtrudniejszy pierwszy krok = WY******* TE SŁODYCZE!!!!!!!!!!!!!!
przepraszam ze tak groznie ale mnie przerazilas! 2 dychy to wyslij dzieciom z Biesłanu, a;lbo wydaj na silownie!! prosze Cie!! nie poddawaj sie slabosci, WALCZ!!
gramma...Ty tez...wracaj do ans, do cwiczen, do diety!!
-
Strona 34. naszego temaciku jest, delikatnie mowiac, do dupy! Trzeba cos z tym zrobic! :twisted: No kurde, trzeba! Czas na pozytywne wpisy. Kto zacznie? :lol: