Dzień ważenia i wielkiej porażki...
Od chwili kiedy 10 dni temu zobaczyłam na wadze 67,3 byłam grzeczna... ze słodyczy co najwyżej jeden cukierek czekoladowy... z jedzeniowych grzechów pierogi... i kawałek ciasta marchewkowego... - jeden...
Codziennie 35 minut na steperze, codzienie dwie serie brzuszków, w tej chwili po 70... i waga pokazała dzisiaj 67,2...![]()
Chwilowe załamanie... i prawda dociera powoli... od kilku miesięcy (dwa i pół) rozchwiałam organizm totalnie, więc na wyniki napewno poczekam... dwa - mięśnie zastępują tłuszczyk, więc tutaj skoku wagi z powodu ćwiczeń też się nie psodziewam...
Muszę przywrócić do stanu używalności moją przemianę materii... i równowagę... a to potrwa...
Nie poddaję się - dietkuję, a na deser zjem kawałek szarlotki, którą dzisiaj zrobię, a co![]()
Zakładki