Dzień za dniem, potem kolejny dzień...
Dieta staje się sposobem na życie. Nie katuję się, ale wyrobiłam sobie nawyk ważenia wszystkiego. Oglądaliśmy z mężem film - lubię coś przy oglądaniu przegryźć więc 50g nestle crisp i było świetnie.
Staram się zmieścić w limicie 1200- 1300kcal, ale jak dochodzę do 1500 kcal głowy sobie nie urywam. Staram się ćwiczyć, ale jak wieczorem nie mam siły włosy zostawiam na miejscu
Stresy zajadam... grzankami... nigdy słodyczami lub zapijam colą light. Samo wyjście do sklepu po nią mnie uspakaja i jakoś przechodzi.
Spokojniej się czuję i mimo że pojutrze powinno być 70, a wiem że będzie 71... lub co najwyżej 70,5 nawet mnie to nie załamuje.
Wiem, że wolniej ale do wakacji zgubię swoje nadprogramowe kilogramy bo to jeszcze pół roku