-
No i już to jest za nami. Musimy jeszcze go pochować - pojedziemy dziś w ciągu dnia.
Narazie jest mi bardzo smutno. Rozglądam się po domu tam, gdzie Maciuś zwykle przesiadywał, jakbym go tam szukała. Już dotarło do mnie, że go nie ma, ale jeszcze nie potrafię sie do tego przyzwyczaić. Mamut go szuka. Tak samo, jak pół roku temu - Niuni.
Maciek był pierwszym kotem, którego wzięliśmy, zresztą przy dzikich protestach Piotrka, prawie oszukując jego matkę. Ona mnie nie lubiła chronicznie. Kiedy jakieś dwa miesiące przed swoją śmiercią, kiedy już było wiadomo, że nie ma raczej szans na inne zakończenie, powiedziała mi, że martwi się o koty - odpowiedziałam, że możemy wziąć Maćka do nas. Po paru dniach wydała go dwu staruszkom - które do opieki nad kotem nie nadawały się wcale. Tylko po to, żeby nie trafił do mnie. Kiedy Macius - który również ich nie polubił - trzeci raz zrobił kupę na łóżko jednej z pań - powiedziały Maryli, żeby sobie tego kota zabrała, albo uśpiła. Jak się o tym dowiedziałam - zrobiłam wielka awanturę - Maciuś trafił do mnie. To był koniec października 2004.
Przyzwyczaił się szybko. Trochę nie mógł dogadac się z Miśkiem, ale do mnie przylgnął, juz po paru dniach spał ze mną w łózku. Piotrek - wcześniej pierwszy antykociarz III RP - pokochał go szybko. Miesiąc później, już po śmierci teściowej, do Maćka dołączyła Mamut z córeczką - Niuńką. W tej chwili z tych kotów została tylko Mamut.
Maciek był bardzo chorowity. Zwłaszcza na początku, aż do momentu, kiedy zdecydowaliśmy się na czyszczenie pyszczka - stracił wszystkie zęby poza kłami, ale zyskał 10 miesiący w świetnej formie. Wraz z zębami nie stracił jednak animuszu. Nie miał najmniejszych oporów, żeby ugryźć Mamuta "kasowniczkiem", jak nazywaliśmy jego 4 ząbki. Był indywidualista totalnym, macho-kotem, ale przy okazji ciepłym, oddanym, przytulnym. Nie umiał miałczeć, ale mruczał, jak żaden z moich kotów nie potrafi. Wczoraj mruczał cały dzień, kiedy przy nim siedziałam. Do końca prawie.
Zżyłam się z nim niesamowicie. Straciłam przyjaciela. Strasznie boli ta strata.
tyle. Więcej napiszę jak trochę się w sobie zbiorę.
-
Niektórzy mogą myśleć sobie - cóż, to tylko kot. Ale co się czuje zrozumie tylko ten, kto stracił kochane zwierzę. Na to uodpornić się nie da. Trzeba przecierpieć, przeboleć. I nie zapomnieć.
.. A jak widać pierwsze na Tobie poznały się zwierzaczki
One się nie mylą .. przeważnie
-
Twoje BMI jest powyżej 25?? przyłącz się do Wirtualnego Clubu XXL!!!
jeżeli uważasz, że odchudzanie w grupie ma sens - zapisz się już dziś 
Wirtualny Club XXL - wielka reaktywacja
-
wyrazy współczucia (*)
przytulam CIĘ mocno
ja wiem jak to boli , śmierć domowego zwierzaczka mocno boli
ale już nie cierpi biedaczek ,teraz gdzieś pewnie Maciuś lata szczęśliwy po niebieskich łąkach
:P
-
Hybrisku strasznie mi przykro i wiem ze cokolwiek teraz bym nie napisala nie zmniejszy twojego smutku ale i tak przytulam cie do serduszka
-
-
Kasienko, wspolczuje z calego serca i bardzo mocno Cie przytulam...
Trzymaj sie jakos...
-
Bardzo mi przykro Słońce
Wiem jak to boli
Trzymaj się. Maciuś już nie cierpi. On wiedział, że już odchodzi, dlatego tak bardzo potrzebował Waszego towarzystwa. Dałaś mu to, czego potrzebował najbardziej. Jestem z Tobą!
-
Jakoś się zbieram. Dzięki Dziewczynki, obecność życzliwych dusz dużo znaczy.
Cholera, kiedyś, kiedy działy się rzeczy, które bardzo mnie dotykały, bolały, nie mogłam uwierzyć, jak to jest - ja umieram z rozpaczy, a życie bezczelnie biegnie sobie dalej. A teraz... już przestałam się dziwić. Tak po prostu jest, pewne rzeczy każdy musi przezyć w sobie, ułożyć, oswoić. Śmierć człowieka, śmierć zwierzęcia - też. Najbardziej bolą wspomnienia i ta świadomość, że TAK już nigdy nie będzie. Żałoba - to taka tęsknota za tym co było, było dobre, ale już nie wróci. Bo wszystko cały czas idzie naprzód, trzeba wtłoczyć się w ten rytm. Ja chyba jestem już całkiem nieźle wdrożona.
***
Katsonku, cieszę się, że wyjechałaś i odpoczęłaś. I dziękuje za info o zdjęciach - zaraz do Ciebie zajrzę.
Moje ślubne... nie, nie zdecyduję się. Na razie sama nie chcę na nie patrzeć, budzą mój głęboki sprzeciw - nie chcę TAK wyglądać. Dlatego - hmmm... może za jakieś 10 kg, kiedy będe mogła dla kontrastu pokazać tę lepszą siebie - pokażę i wydanie przed poprawką. Ale na razie nie.
Julcyku, na ślubie pachniałam mieszanką dwóch zapachów - Stelli Sheer 2006 limitowanej sezonówki Stelli McCartney i Stelli Rose Absolute - czyli różanie i kwieciście. Jakoś zawsze byłam przekonana, że na ślub wybiorę zapach różany i tak też się stało. I nie narzekałam, otoczenie też.
Katsonku, Devoree, Jeni, Miriel, Agulko, Gosiaku, Julcyki, Bes_ , Mejdejko,Rewolucjo, Pyzuniu i Wy wszystkie, które nikców nie wymieniłam - dzięki za wszystko. Za najważniejszą rzecz - że jesteście. Że byłyście przez te paskudne dwa miesiące, kiedy w moim zyciu wszystko stało na głowie. Dziękuję Wam.
Mam nadzieję, że od tego momentu będę mogła tutaj zamieszczać same dobre, optymistyczne wpisy. O najważniejszej rzeczy na świecie, czyli diecie 
Że ta cholerna czarna seria już się skończyła. Wierzę w to całą sobą.
-
na pewno się skończyła <przytul>
ale mimo to mam nadzieję, że będziesz pisać nie tylko o diecie 
trzymaj się tam
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki