I tu jest odpowedz na wszystko. nie umiemy zaakceptowac siebie takimi jakimi jestesmy bo cale otoczenie tego nie umie zrobic. zawsze i wszedzei ktos gruby (wzlaszcza kobieta!!) jest traktowany ktos zly, chory, slaby, bez woli itd. a ja jakos jak obserwuje nas wszystkie to widze mase mase sily. bo oprocz porblemu jakim jest otylosc (a nim jest, nei ma co sie oszukiwac ze nie jest) to mamy inne problemy z ktorymi radizmy sobie na codzien bez zadnych problemow.
z przerazeniem ostatnio obserwuje swoja siostre. jest jakies 30 kg grubsza ode mnie. ma faceta ze szkocji ktory spedzil dziecinstwo w USA i ma wszystkie paskudne ichnie nawki jedzeniowe. moja siostra tyje przy nm jeszcze bardziej. a im wiecej je tym bardziej siebie nienawidzi. nie mozna jej nic powiedziec bo od razu zaczyna sie drzec na wszystkich (jest naprawde bardzo wybuchowa). pokazalam jej kiedys nasze forum to stwierdzila ze nie bedize patrzec jak sie odchudzaja szczypiorki chudsze od niej (dla niej 78 to szczypiorek ). z rodiznkom nie wiemy co juz robic, bo widzimy jak sie meczy fizycnzie i psychicznie...
to tak melancholicznie o mojej rodzince
Zakładki