Kefo Kochana, jak będziesz miała te 4 dychy po właściwej stronie suwaczka, to się będziesz z nich śmiała - ja Ci to mówię. W tej chwili to, że ważyłam prawie 120 kg wydaje mi się wręcz niewiarygodne. To tak, jakbym dochodziła do siebie po jakimś złym śnie. Na szczęście ten sen jest coraz bardziej poza mną.

Mam nadzieję, że niedługo powtórzą koncert Perfectu, bo aż wstyd się przyznać - zasnęłam w trakcie. Chociaż musze Ci powiedzieć, że tak, jak Perfect kocham, a sam Markowski to dla mnie chodzący extrakt męskiego sexapilu, to wczorajszy koncert podszedł mi tak średnio.
Przede wszystkim - ja rozumiem prawa sopockiego festiwalu, jubileuszu, etc. ale primo - dla mnie było za mało "cukru w cukrze", tzn. za mało samego Perfectu, za dużo gości, a secundo... nie podobały mi się wykonania i to właśnie mojego cudownego, uwielbianego Grzesia M. O wiele lepiej brzmiał na urywkach materiału reporterskiego, który puszczali przed koncertem, tam - no może to wina nagłośnienia - ale śpiewał jakis za płasko, jakby był przyduszony, nie mieścił się w tonacji, albo nie słyszał sam siebie. Duet z Banaszak tak samo - po zajawkach z próby spodziewałam się trzęsienia ziemii, ale się nie doczekałam. Poza tym to cmokanie jej po łapkach (to ma byc, kurde, rockman???? ), te inscenizowane przytulanki - jakoś zupełnie nie pasowały mi do obrazu, jaki perfekcyjny Grzegorz sprzedawał dotychczas.
Film mi sie urwał mniej więcej po "kołysance dla nieznajomej", więc jakbyś mogła napisać, czy później dużo straciłam - byłabym Ci wdzięczna.
pozdrawiam!