No dobra-będzie mała spowiedź...coś czuję,że łapie mnie kryzys...nie-nie taki,ze zaraz rzuce sie na lodówke i wszystko spałaszuję...(nawet przed chwilką piekłam ciasta na jutro na taty imprezę i nic mnie nie kusiło...)nazwijmy go kryzysem czekania na efekty...nie cieszy mnie to,że już TYLE schudłam-przyzwyczaiłam się do tego...wkurza mnie zaś to,że jeszcze musze TYLE schudnac...16kg...gdybym miała już np 73kg...a tu ciagle ten brzuch wstrętny...nie wiem co to mi sie stało,ale teraz mam chyba wieksze kompleksy i większe niezadowolenie ze swojego ciała niz miałam przed dietka...nie wiem-moze poprostu tego wcześniej nie zauwazałam...???
Więc postanowiłam sobie-jak na wadze będzie 80kg równe to odkreślę te cześc watku grubą linia i zacznę nową jego część-tak jakbym dopiero co zaczynała-z nową siłą-zapominając o tym,co już osiagnęłam,bo mnie to WCALE nie mobilizuje tylko powoduje,że (ale tylko w sferze psychiki póki co!!!) osiadam na laurach-schudłam te 21kg wiec jest ok.A to guzik prawda-bo schudnać nigdy az tak ciezko mi nie było...ale schudnac tak by nie byc juz puszystą,tylko normalną,szczupłą(nie chudą!)osoba...schudnąć do tych 6 kilku kg i utrzymac to-ot tu zawsze był problem...ciagle w krainie 8 byłam...
Tak troszkę sobie pomarudziłam...ale coś czuję oklapnięcie z sił...i to juz od jakieis kilku dni...grrr...
Zakładki