Dzień dobry, pyszczki kochane moje
Nie dość, że przez ostatnie 2 dni średnio 37 razy na godzinę umierałam na ucho, to jeszcze internet miał jakieś fochy nieziemskie i nie mogłam się jak człowiek wyryczeć na forum. Chociaż nawet na to średnio siły miałam.
Przeżyłam weekend i wczoraj z samego rana zmusiłam Panią w prywatnej klinice, żeby mnie przyjęła teraz zaraz. Pani wzięła latarenkę, średniowieczny sprzęt tortur, zajrzała i prawie jej to wszystko z rąk wypadło. Patrzy na mnie i mówi, że takiego rzeźnickiego zapalenia to jeszcze nie widziała. Powiedziała, że ucho się na razie za nic nie nadaje do płukania bo jej tu zejdę w gabinecie, przepisała 2 antybiotyki i kazała najpierw ucho wyleczyć, a potem dopiero czyścić.
Tak więc faszeruję się antybiotykami i przeciwbólówkami, co znaczy, że muszę jeść, a jak na złość, NA NIC nie mam ochoty. No ale ŻYJĘ.
Boli dalej jak cholera, ale jutro już na pewno będzie lepiej, więc się mnie tak na dobre nie pozbędziecie
Gosia - jesteś KOCHANA. Patentu z cebulą nie wykorzystałam, no bo internet fisiował. A nuż widelec bym mniej zdychała?
No ale teraz antybiotyk mnie wyleczy, nie? Tylko kurde, u mnie sto kilo nie spadło Może jak jutro się w końcu zmuszę i wejdę na wagę, to będzie chociaż te 25 mniej?
Dzięki Ci dobra kobieto za wsparcie raz jeszcze, ale PAMIĘTAJ! Jak jeszcze raz mi się każesz umyć, to wyślę Ci potem rachunek za leczenie
Zakładki