-
Isolde
miłego weekendu
orgazm audialny ładnie brzmi
-
Salve Kobietki!
W końcu jestem zdrowa, a przynajmniej bardziej zdrowa niż w poniedziałek. Ale do rzeczy. Remont to upiorna kwestia, zwłaszcza kiedy robi się go samodzielnie. Zatrzymaliśmy się z Moim Mężczyzną (MM) na etapie skrobania ścian. Koszmar. Farba leży na konstrukcji, żadnego gipsu, tynku czy czegoś pod nią nie ma – zdziera się to w tempie żółwim i męczącym. Żeby w ogóle zeszło potrzeba zajzajeru rozpuszczającego farbę. Po weekendzie to właśnie ten zajzajer położył mnie do łóżka. Głowa mnie nie bolała, wymiotować mi się nie chciało, ale stan podgorączkowy i zawroty głowy skutecznie wyłączyły mnie z uczestnictwa w Normalnym Życiu aż do dzisiejszego poranka. Ale nic to, trzeba być twardym jak Szkot a nie miętkim jak Ninja .
Dieta w weekend zrobiła coś dziwnego. (No tak, dieta zrobiła, bo ja przecież nie mam nic do powiedzenia w tej kwestii ) Zrobiłam „potrawę indyjską”. Por, pieczarki i paprykę dusi się pod przykryciem. Gotuje się kostkę sojową w rosole. Łączy się jedno z drugim (odcedzając uprzednio) dodaje sos sojowy, śmietanę, curry, imbir i paprykę i wcina. Pycha. Dla odważnych – można zjadać z ryżem, ja nie lubię. Bardzo się cieszę, że postanowiłam przyrządzić to cudo, bo niestety bardzo łatwo przechodzę na stałe zestawy jedzeniowe i nie wprowadzam niczego nowego. Powinnam dostać order, ponieważ zjadłam wczoraj boczniaki zrobione przez MM. Nie wiem jak mam liczyć takie w panierce smażone na maśle. Może wy wiecie?
Jedno jest pewne, w weekend i w każdy pojedynczy dzień remontu ćwiczenia zaliczam. Mam małe zakwasy, ale jest w porządku. Nie mam sieci w domu, więc nie za dużo w tej chwili piszę na forum, to powinno się zmienić od przyszłego tygodnia.
WAGA: 87,6
Pozdrawiam serdecznie,
Trzymam kciuku za Was i za siebie
Isolde z Drugiej Strony Monitora
-
ha! mam Cie Isolde
i ciesze sie ze juz lepiej sie czujesz.... jej remont w domu... o zgrozo... nigdy nie pzrezyłam takiej przygody bo jak u mnie był remont to rodzice pakowali mnie w torbe i wysyłali w delegacji do cioci/babci i wracałam leniuszek na swieze mieszkanko
hm.. pysznie brzmi ta potrawa indyjska...<slinka pociekła na klawiature>
szukam tych boczniaków smazonych w necie ale znaleźc nie moge...
oooooooooooooooooo oooooooooooooo mam cos ;D
BOCZNIAKI
Pochodzenie: Europa Środkowa.
Charakterystyka: krótka nóżka, białawy kapelusz o średnicy 3-15 cm, całość błyszcząco szara do brązowej; Smak: grzybowy.
Wartość odżywcza: 100g zawiera 24 kcal, 92% wody, 0,11% tłuszczu, 1,77 g białka, 44 mg witaminy B2.
Zastosowanie: boczniaki są hodowane bez środków chemicznych, spożywać można panierowane i smażone zamiast mięsa lub jako dodatek.
tylko dodac trzeba do tego kalorie z panierkio co twoj MM zrobił i juz
-
ale mi zrobiłaś smaka na boczniaka w panierce na masełku. będę teraz myśleć o tym smaku przez kilka dni ;D. oj mniam
dobrze, że się czujesz lepiej
-
O mało nie przegapiłam historycznego momentu .
Pożegnałam otyłość.
W końcu. Strasznie się cieszę. To jak prezent pod choinkę. Na Wielkanoc, albo na Dzień Dziecka.
Kurcze, niby takie nic, niby BMI po prostu trochę spadło, a tu człowiekowi banan z twarzy nie schodzi.
Nigdy w życiu nikt mnie nie wyprawiał z domu w czasie remontów. A może trochę szkoda. Szczęśliwa jesteś Lisiu skoro o Ciebie tak dbano. NO I GRATULUJĘ TEGO, ŻE WAGA POSZŁA W DÓŁ LISIU!!! SUPER! MÓWIŁAM
Co do boczniaków, to bardzo je lubię, ale rzadko jem. Nie ma co myślec o nich przez parę dni tylko kupić, zrobić i smakować. Małmazjo, nie ma się przecież co katować.
Co do potrawy indyjskiej, to jak chcecie to podobam pełen przepis. Pychota, palce lizać.
Pozdrawiam,
Isolde
-
Widzę, Kochana, że robisz mnóstwo pożytecznych rzeczy, a przy tym chudniesz jak z nut. BRAWO!
Mam nadzieję, że Pożegnanie z Otyłością odbyło się co najmniej z podskokami do sufitu . Kopnęłaś tę paskudną otyłość w zadek i już nie pozwól jej wrócić. NIGDY !
Cieszę się razem z Tobą! czekam na dalsze meldunki z przebiegu remontu
-
Salve z wieczora!
Dokonałam cudu ekwilibrystyki. Udało mi się podłączyć Net w moim drugim pokoju. No tak, bo Isolde ma dwa pokoje. Kiedyś był to pokój brata, ale od kiedy Mama się wyprowadziła, a Brat przeniósł ze swoją Kobietą do dużego, ja podzieliłam się (a w zasadzie powoli dzielę się) na dwa. Jeden sypialnio-garderobiany (ten jest w remoncie, a drugi mniejszy dzienno-biurowy. Zapchany jest niemiłosiernie, stoją dwa łóżka, ruszyć się nie ma gdzie, ale jest w porządku. Jakoś jeszcze wytrzymuję skurczoną przestrzeń. Remont stoi. Nie mam siły. MM też nie ma. Po weekendzie wszystko powinno znowu ruszyć pełną parą, może uda się w weekend...
Bilans dzienny: 966 kalorie (w 966 r. urodził się Bolesław Chrobry) - redbull sztuk 1,5 - nałęczowianka zaledwie 1,5 litra.
Troszeczkę się dziwię, że mi tak szybko waga spada, ale na razie się też cieszę, pewnie niedługo wyhamuje i będzie to 1-0,5 kg na tydzień. Otyłość kopnęłam w tłusty tyłeczek i mam nadzieję, że wywaliłam za drzwi na dobre.
Nie wytrzymałam i po powrocie do domu zrobiłam potrawkę indyjską. Coś czuję, że do momentu kiedy mi się nie znudzi znowu będę ją jadła. Padam na pyszczek, postaram się was poodwiedzać na wątkach, jak nie dziś to na pewno jutro.
Pozdrawia serdecznie,
Isolde Nareszcie Podłączona Do Netu
-
No Kochana! Dietę trzymasz, aż Ci zazdroszczę!
-
Salve Dziewczyny,
Dziwna jestem jakaś dzisiaj. Zmęczona. Gardło mnie boli, chociaż nie mam już stanu podgorączkowego. Wszyscy czegoś ode mnie chcą. A najgorsze, że wymagają szeroko pojętej „obecności”. Przytulania, głaskania po głowie, dopinania różnych spraw, bycia oazą spokoju. A ja się gotuję. Coraz bardziej zmęczona, słaba psychicznie i zmartwiona. Mam dosyć już nawet moich bliskich, bo mają doła, który mnie dosięga coraz bardziej i ściąga w dół. Niech ten tydzień już się skończy. Proszę. Chcę złapać wiatr w żagielki. Tak, w żagielki, bo pełnowymiarowe żagle porwały mi się chyba w zeszłym roku.
Na śniadanie zjadłam 1/3 woka potrawy indyjskiej, ciepły posiłek w okolicach 230 kalorii zrobił mi dobrze na brzuch. Teraz siedzę w pracy i piję red bulla. Za jakąś godzinę mam w planach zjedzenia sera Danon Activia. Czyli będę na jakichś 470 kaloriach. Niezły bilans jak na mnie o tej porze. Niestety Nałęczowianka coś mi nie wchodzi. Nie wiem dlaczego, nigdy tak nie miałam.
Dzięki Jesi za dobre słowa o trzymaniu diety. Ale nie mogę się pozbyć przeświadczenia, że przeginam. Że jem albo za dużo (jak dzisiaj na śniadanie, cała micha soi, śmietany i warzyw, a to tylko 230 kalorii? Aż mi się wierzyć nie chce), albo za mało. Apogeum, to fakt, że waga pokazała dzisiaj 88,6 kg rano. Nie wiem co się dzieje. Kryzys zaczyna mnie chyba nawiedzać. Mam ochotę rzucić to w diabły, raczej tego nie zrobię, ale czuję się strasznie. Help!
Trzymam kciuki za Was i za siebie,
Isolde
-
Rozumiem Cię Isolde. Te doły są gorsze do przetrwania, niż głód. Mnie też, jeszcze do przedwczoraj trzymał w sidłach jakiś marazm i skrzydła miałam zwieszone. Trzeba to przetrwać, a potem ciągnąć dalej.
Jeśli Ci to choć trochę poprawi nastrój, to masz ode mnie prezent w takiej postaci )
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki