Witam

Oj, długi dzień za mną.. I mimo, że niezbyt pozytywny, to jakoś dobry humor w miarę mam. Może to zasługa miłej rozmowy z lubym, który umie mnie wprowadzić w dobry nastrój. I w ogóle potrafi być taki kochany, że aż się czasem dziwię skąd on mi się w życie zaplątał .

Ale ale - first goes first - MENU - ze względu na dzień badań i długi pobyt w przychodni ciężko mi będzie te posiłki jakoś nazwać, więc tylko lista..
roztwór 75g glukozy w 300ml wody taaak, znów..
półtorej kromki chlebka miodowego i jogurt Jogobella light
sałatka (pomidory, ogórek, papryka), kromka chleba miodowego
tuńczyk z suszonymi pomidorami i ziołami, Schulstad x2
Kalorien: 1030 (włącznie z glukozą).

Chyba za dużo tego chleba, co? Ble.

Rano pojechałam do tego szpitala-przychodni. Nie wiedziałam niestety, że lekarz ponownie chce zrobić krzywą cukrową - znowu to paskudztwo do wypicia i dwie godziny wyjęte z życiorysu. A że w tamtejszym kiosku nie mieli ani Nowej Fantastyki ani Science Fiction, to kupiłam sobie odmóżdżającą lekturę w postaci Glamour i Cosmo... Matko! Tam o niczym innym nie piszą, tylko o seksie. Podziwiam, że po trzech numerach nie skończyły im się głupie pomysły.. Masakra. No ale przynajmniej czas mi szybciej upłynął.
Zresztą będąc tam spotkałam mamę z maleństwem.. uh wyobrażacie sobie pewnie, jak się zasłodziłam na jego widok, z tym moim nowym podejściem do bachorów . Słodziutki był dzidziak, a jeszcze milej było patrzeć na kontakt dziecka z matką.. Eh eh

Niestety po badaniu musiałam tam jeszcze zostać i godzinę czekać w kolejce do doktora - bo nie wiem czemu od razu rano mi nie wypisał skierowania na USG, skoro i tak u niego byłam, żeby zlecił tę krzywą cukrową.. No ale w końcu się udało, skierowanie dostałam.. Poszłam ustalić termin - 26. sierpnia - śmiech na sali... No dajcie spokój.
Jak długo starczy mi sił i pieniędzy, tak długo będę leczyła się prywatnie. Bo służba zdrowia na obecnych zasadach to jest przede wszystkim marnowanie mojego czasu... Szczerze współczuję ludziom, których zwyczajnie nie stać na prywatne gabinety.

Potem pojechałam do pracy - byłam na 13.30 i dopiero tam udało mi się coś zjeść (bo musiałam być na czczo w szpitalu..). No i od dzisiaj zaczęłam brać leki - zobaczymy jak hormony wpłyną na mój humor i samopoczucie. A dzisiaj się już tyle naczytałam o tym, co zażywam, że już nic więcej nie chce wiedzieć.. Oby skutki uboczne moich leków były tylko te pożądane - schudnąć i poprawić cerę!
Zresztą już wiem skąd to chudnięcie ma się pojawić - pomijając kwestię naprawienia mojej gospodarki hormonalnej i polepszenia mechanizmów dotyczących insuliny - leki zawierają jakiś środek, który ponoć hamuje głód. Pożyjemy, zobaczymy

Z tym całym zespołem - poczytałam trochę więcej i to niestety choroba na całe życie, a na pewno wymagająca regularnego kontrolowania i nieraz farmakologii aż do menopauzy.. I nawet leczenie nie wyklucza problemów z zajściem w ciążę, za to ponoć częste są ciąże bliźniacze - to akurat fajna sprawa, ma się za jedną ciążą załatwioną sprawę potomstwa.. raz się brzuchol nosi, raz się rodzi, raz tną, raz się tyje.. coś w tym jest . Potem oczywiście też i podwójny problem z dzieciakami, ale co tam.
Ale ale.. za bardzo wybiegam w przyszłość . Ważne, żeby uregulować hormony i zobaczyć jak zareaguję na te leki w ogóle. A potem się zobaczy.
Mam ogromną nadzieję, że te lekarstwa dobrze na mnie podziałają i nie będzie powodów do zmiany terapii. Bo przy dobrych wiatrach do lekarza będę się musiała udać za dwa miesiące dopiero, no a wiadomo - ja nie lubię, więc im rzadziej tym lepiej.. Nawet jeśli lekarz jest miły.

Po pracy pojechałam z kolegą do sklepu ze sprzętem - tego konkretnego, bo jest tam najtaniej. No i niestety okazało się, że potrzebnych nam modeli konkretnych sprzętów nie mają.. No trudno, poczekam. A kolega był zmartwiony tą wieścią bardziej niż ja i zaczął mnie przepraszać! Złoty człowiek, mówię Wam . Kazałam mu się nie przejmować. Obiecał, że dzisiaj złoży na ich stronce zamówienie - bo dowiedzieliśmy się, że tak można. No ale pewnie trzeba będzie się liczyć z długim oczekiwaniem, co zrobić. Ważne, że będę miała dobrego kompa - bo kolega zna się na rzeczy i zaplanował mi dobry jakościowo zestaw, tego jestem pewna.

Wróciłam do domu, wszamałam kolacyję i jestem. I z lubym sobie pogadałam i fajnie - i zapewne przyjedzie do mnie już w tym tygodniu . Ale zmęczona jestem znowu po tym upuszczaniu mojej krwawicy, toteż pewnie padnę niedługo. Puszczę sobie na dobranoc "Seks w wielkim mieście", co mi tam. Po dzisiejszej lekturze głupich pisemek w sam raz tematyka na czasie .

Madziu, ja swego czasu też miałam problemy w obiadami i wychodziły jakieś takie marne. Ale nauczyłam się i przyzwyczaiłam, że zaraz po największym śniadaniu powinien to być posiłek porządny. Ostatnio często jem np. ziemniaki z jakimś mięskiem (kurczak, ryba) i gotowane warzywa. Dzisiaj w planach było gotowe danie z tuńczyka (John West, a jakże, "Light Tuna Lunch"), no ale te badania mi pokrzyżowały jedzeniowy grafik i koniec końców go nie zjadłam. Został w lodówce w pracy, jeszcze się kiedyś przyda.
A mi się niedawno bardzo ładne butki zniszczyły czarne paskowe sandałki Lasockiego, bardzo proste i skromne, i wygodne były, ehh.. Do chrzanu!
A niewygodnych butów nie znoszę i jak na złość mam takich kilka par, bo nigdy nie umiem w sklepie dobrze ocenić, czy to wygodne będzie czy nie.. BLE!

Jesi, no jak się okazuje z tym zdrowiem niestety nie aż tak dobrze. A czy "leczenie" (bo to raczej naprawianie skutków, a nie usuwanie przyczyny) będzie bezbolesne, to się jeszcze okaże - jednak trzeba być dobrej myśli, toteż się staram.
Ze sprzątaniem na szczęście nie przesadzam, czasem mnie tak tylko weźmie - co Mamę cieszy niezmiernie. Kiedyś ktoś nazwał mnie pedantką, ale sądzę, że srogo przesadził. Bliżej mi do idealizmu niż pedantyzmu, i dobrze mi z tym.
A Simsy już mi się zdążyły znudzić i odinstalowałam. Chociaż to pewnie przez tak małą ilość dostępnych rzeczy - tapety, wykładziny, meble etc... Gdybym sobie poinstalowała wszystkie dodatki, to bym pewnie w ogóle nie spała..
Wiedźmin jednak jeszcze trochę poczeka, biedak. No ale cóż - jak kocha, to poczeka, nie?


Choma, ja też mam szafę pełną "chudszych" ubrań i nie mogę się już doczekać, kiedy będę mogła zacząć je mierzyć.. A w najgłębszym zakamarku jest jakieś 5 par spodni nigdy nawet nie noszonych.. bo zawsze były za małe, nawet po poprzednim odchudzaniu.. I mam cichą nadzieję, że tym razem uda mi się i do nich odchudzić.. i potem już na stałe zostać w ich rozmiarze..

Kasikowa, ja przez całe życie tylko kilka gier zaliczyłam - świetny Starcraft, SimCity w dawnych czasach, Tomb Raider II - przy której to grze nieraz mi ciśnienie skakało i z takich większych, to chyba tyle.. Nie liczę czasów małoletniości, gdzie się wybierało jedną z dziesięciu dystkietek naleśników i grało w co popadnie.. z 6 lat miałam i obsługiwałam DOSa aach, stare czasy.. do dziś pamiętam te biało-żółte etykietki z numerkiem dyskietki..
No ale teraz to mnie ciągnie. Wiedźmin i parę innych. Zobaczymy, co z tego będzie


Uciekam.

A może by tak ładna pogoda jutro? Taka w sam raz do rowerowania? Hmmm?

Miłego wieczoru i dobrej nocki Wszystkim oraz udanego wtorku!
Buziaki, C.