Witam
Parę lat temu kiedy zaczynałam swoją mozolną walkę z otyłością posiadałam konto na tym portalu. Ważyłam wtedy 150 kg!!! Jakoś później o nim zapomniałam..nie wiem nawet dlaczego... dzisiaj w mojej głowie zapaliła się lampka i przyciągnęła mnie z powrotem na forum. Przez kilka lat schudłam 82 kg. I utrzymywałam stałą wage na poziomie 68-70kg. Moje ciało wygląda jak spuszczony pomarszczony balon ale i tak za nic w świecie nie chciałabym wrócić do poprzedniej wagi.....
Ale powracając do meritum sprawy. Dlaczego wróciłam? Od trzech miesięcy wstaję codziennie rano rozpoczynam dietę.. jem małe śniadanko, skromną przekąskę i nie dużą porcję obiadu po której idę na małą siestę (straszny śpioch ze mnie). Gdy tylko się przebudzam- wstępuje we mnie potwór... zwlekam się z łóźka i nie słucham głosu rozsądku. Maszeruję wprost do lodówki i pochłaniam OGROMNE ilości jedzenia... kiedy skończę mówię sobie "To już ostatni raz". Ale po godzinie czasu nachodzi mnie na coś słodkiego... a że w domu nic nie ma bo pochłonęłam wszystko godzinę wcześniej- udaję się do sklepu. W drodze powrotnej do domu już żrem.. wracam do domu żrem...
Wieczorem ok godziny 20:00, gdy mały idzie spać... powracam JA z poranka.. i myślę sobie jutro zacznę od początku. Kładę się spać. Ale budzę się w środku nocy z nie pohamowaną chęcią zeżarcia czegokolwiek tłustego bądź słodkiego...więc wstaję idę do tej lodówki. Nie raz ledwo widząc na oczy z zaspania... ale i tak "doczołguję się tam" na pół przytomna i coś pochłaniam- potem idę spać dalej.
Rano następnego dnia identyczny scenariusz....
Skutki?
- z 68 kg przytyłam do 80 kg
- ogromne ilości pieniędzy zostawiane w sklepie na nadprogramowe jedzenie,
- kurcząca się garderoba...
Od czego się to zaczęło? Mój luby pojechał na zachód w poszukiwaniu lepszego jutra.... obiecywałam sobie że jak przyjedzie nie pozna mnie bo będę taka szczuplutka.... faktycznie- nie pozna mnie... bo wyglądam jak maciora....
A wraca za 3 tygodnie...
Możecie krzyczeć, ostrzegać mnie ale mój pierwszy cel to schudnąć chociaż gram poniżej 70 kg do 1-wszego listopada tego roku. I to już nie żarty... choćbym miała jeździć 5 godzin na rowerze przy temperaturach 2stopniowych i padającym deszczu....
Pozostałą 10-tkę chcę zrzucić do sylwestra prowadząc zdrową i zbilansowaną dietę, ćwicząc i chudnąc 1kg w ciągu tygodnia.
Jak chcę to osiągnąć?
Moje menu na najbliższe 18 dni to jajka pod przeróżną postacią, gotowane piersi z kurczaka, maślanka, kefir, jabłka, marchewka, gruszki itp. a i zapomniałabym o owsiance.
Dodatkowo rower albo skakanka, albo jakieś ćwiczenia z płytką... na pewno co najmniej 30 minut dzienni... No i oczywiście mimo barowej pogody. trzeba ruszyć tyłek z domu i chodzić na dłuuuugie spacery.
Trzymajcie kciuki... mam nadzieję że jutrzejszy dzień będzie inny od tych wcześniejszych....
Jutro rano melduję się z wagą na czczo....
P.S. A jak myślicie? Ostatni posiłek będzie grzechem?:P heh
Zakładki