To będzie dłuugi post, bo czuję, że wena mnie naszła, no i dużo nowych wiadomości.
Po pierwsze Flakonka ma chyba dar jasnowidzenia, bo rzeczywiście nagle po południu wszystko ruszyło na łeb na szyję. Dostałam mianowicie 2 telefony - jeden od tego faceta, drugi ze szkoły językowej i to tej po której najmniej się tego spodziewałam - rozmowę mam w czwartek.
A co do tego faceta to owszem zadzwonił i takim konspiracyjnych głosem oświadczył mi, że teraz na dniach zadzwoni do mnie osobiście jego szef Holender (frima jest polsko - holenderska), żeby sprawdzić jak mówię po niemiecku i jeśli wypadnę pomyślnie (o znajomość języka akurat się nie martwię - niech mnie sprawdza na dziesiątą stronę) to poda mi termin rozmowy.
W ogóle w czasie tej rozmowy strasznie śmiać mi się chciało. Ten gość wychodził z założenia, że ja jednak języka nie znam (a nawet nie zapytał o moje kwalifikacje w tej kwestii) i chciał mnie chyba nastraszyć Jakaś straszna głupawka mnie wzięła i cała ta rozmowa wydawała mi się strasznie komiczna Siłą powstrzymywałam się, by mu się do słuchawki nie roześmiać Ja chyba jakaś walnięta jestem - tu chodzi o moją długo wytęsknioną prackę, a mi się tak perfidnie głupio śmiać chce
Szkoła językowa to dla mnie totalne zaskoczenie, bo już po cichu traciłam nadzieję, ze w tym kierunku cokolwiek wypali, że będzie jakikolwiek odzew na moje CV. A tu proszę jakie zaskoczenie i do tego jeśli rzeczywiście tę pracę dostanę to na lepszych warunkach niż oczekiwałam
Ale szzzzzzzzz, żeby nie zapeszyć. To w końcu dopiero po rozmowach okaże się, czy pójdę na swoje, czy zostanę na stanie moich "żywicieli ostatecznych" Wszystko się może zdarzyc, więc lepiej nie zapeszać - tak więc nie nastawiam się na nic. Po co potem cierpieć?
Co do PBU to poszłam, ale pierwsza częśc zajęc nie podobała mi się. było za szybkie tempo jak na takie zajęcia (to w końcu do cholewki nie HIGH - LOW), ja cały czas jakoś podświadomie panicznie się boję, ze braknie mi tchu i znów zemdleję, no a poza tym układ choreograficzny też był nie za specjalny... No i za dużo jak na mój gust podskoków było: kolana zaczęly pobolewać. Olałam więc podskoki, tempo też trochę zwolniłam i jakoś dotrwałam do drugiej, duuużo przyjemniejszej częsci: ćwiczeń na piłce - mrrrrrr Ćwiczyłyśmy pupcię, uda i brzusio i muszę Wam powiedzieć, że niezły wycisk dostałam. Dziś ćwiczenia na pupę poszły mi rewelacyjnie, bo były na piłce i w sumie, choć były ciężkie to sprawiały mi ogromną przyjemność.
Odkryłam natomiast dlaczego po tamtych zajęciach bolały mnie mięśnie brzucha - ta instruktorka ma zupełnie inne podejście do ćwiczenia tej partii ciała, niż moja ulubiona pani Iwona z mojego starego klubu. Z panią Iwoną ćwiczyło się tak jakby każdą partię brucha osobno - czyli np mięśniue skońe po prawej stroni, potem po lewej, potem dolne, potem środkowe itd. Zawsze 3 serie po 8 powtórzeń i potem szła jedna lub 2 serie spinania. Na początku było trudno, ale potem bardzo polubiłam ten sposób, bo nie bolał mnie kark, mogłam się bardziej skoncentrować na ćwiczeniu, wyciszyć. Ta instruktorka stawia na ciągłe spinanie, barki ciągle mają być podniesione, głowa ciągle w górze, tempo jest bardzo szybkie, poza tym nie liczy głośno serii- to raczej takie nieskoordynowane machanie. Skutkiem tego jest, że ja już chwilkę po rozpoczęcou ćwiczęń mięsnie brzucha mam tak do bólu spięte, że nie mogę wogóle się ruszyć... Boli strasznie i tylko czekam kiedy będzie rozciąganie... być może jest to kwestia przyzwyczajenia i wytrenowania, ale ja i tak bardziej lubiłam ćwiczyć brzuszki pod czujnym okiem mojej starej instruktorki.
REASUMUJĄC:
Drugi raz na PBU w tym klubie nie pójdę. Zresztą planowo i tak miałam być dzisiaj na gimnastyce francuskiej Co bynajmniej nie oznacza, ze przestaję tam chodzić, co to to nie Tak łatwo się nie poddam!
Olala!!! Ale się rozpisałam... Ale ostrzegałam
Izary - staram się cieszyć, na prawdę się staram, ale jak pomyślę sobie, ze miałam już 90 na liczniku, to krew mnie ze złosci na samą siebie zalewa Jasne, ze mogło być gorzej, bo mogłam przytyć 5, a nie 3 kg, ale i tak jako mnie to nie pociesza... Ale nie marudzę już, to nieładnie :P
Aniu- szukanie pracki jest do kitu (ale Amerykę odkryłam - co nie? :P ) Nie ma bardziej dołującego zajęcia, a przynajmniej nie w Polsce No ale rzeczywiście trzeba brać się w garśc i bronić przed dołem rękami i nogami, bo jak będziemy tak się jedzonkiem pocieszać to daleko z naszą dietką nie zajedziemy (przynajmniej ja się ostatnio perfidnie i z całą świadomością żarciem pocieszałam) - ale konieć z tym. Październik się w końcu zbliża, a moje plany wrześniowe leżą sobie i chrumkają
Flakonuś - przyznaj się , jakąś kule zaczarowaną masz, czy co? bo wiesz, ja mam jeszcze tyyyyyyylle pytań
Optymistka- a jak mam zinterpretować fakt, że dostałam dwa telefony? Pewnie roziwąże się to samo z siebie - po prostu gdzieś mnie nie przyjma i finito Pamiętaj o środzie! Tam nie ma tylu podskoków - Zresztą nawet jak będą to je zignorujemy
Belluś - BARDZO CI DZIĘKUJĘ za te ostre słowa i proszę o więcej. Jak tylko zauważysz, że marudze, wtedy gdy nie potrzeba to zaraz dawaj mi takiego prztyczka w nochalek i kopniaka w zadek, żebym otrzeźwiała
Ho ho ho , no moje Panie - Patti pobiła dziś swój rekrd zyciowy w pisaniu elaboratów i niejszym przeprasza, że naraziła Was na jego czytanie.
buzialki takie naj, naj cieplejsze i najmocniejsze dla Was wszystkich!!!
Zakładki