No i na koniec, jak przed chwilą obiecałam w poprzednim poście, kolejne z moich ulubionych miejsc. Tym razem mały, znacznie mniej popularny park stanowy Kodachrome Basin. Byliśmy tam tylko przez kilka godzin, pomiędzy dwoma wizytami w Bryce (stąd np. na yahoo zdjęcia z Kodachrome Basin są tak pośrodku). Zupełnie z innego względu to miejsce mi się spodobało, niż Bryce Canyon, nie było w nim takiego rozmachu i przepychu, ale było bardziej kameralne, takie bardzo "moje", a jednocześnie tak bardzo nierealne, że ja co chwilę powtarzałam "Nie, to niemożliwe, to miejsce nie istnieje naprawdę".
Bo przecież skały nie mogą mieć tak dziwnych kształtów (ja to nazwałam "nosy", a łuk na ostatnim zdjęciu to Shakespeare Arch, nazwany wcale nie na cześć poety, tylko pracownika parku Toma Shakespeare, który ów łuk odkrył):
drzewa być tak malowniczo powyginane:
a niebo tak ... dziwne:
A gdy długouchy zając wykonał przy nas toaletę, włącznie ze wsadzeniem wielkiej kosmatej łapy do jednego z tych olbrzymich uszu, to już naprawdę zaczęłam się za kamerami filmowymi rozglądać, bo miałam wrażenie, że przypadkiem znalazłam się na planie jakiegoś filmu. Widziałam wcześniej w jednym miejscu te zające, mignęły mi gdzieś te ich wilekie uszy, niemalże jak poroże, ale tamte były płochliwe, nie było szans im zrobić zdjęcia. A ten... no zobaczcie:
Ufff, to już wszystkie zdjęcia! Psotulko, o co Ci chodzi z tym, że nie możesz ich wszystkich mieć? Skopiować się nie da??? Już kilka razy coś o tym napomknęłaś, a ja nie rozumiem, o co chodzi.
A tak już z nie zdjęciowych tematów, to dietetycznie niezbyt się u mnie dobrze w ostatnich tygodniach działo. Jakoś nie mogłam się pozbierać i z powrotem przestawić po wyjeździe, jadłam za dużo i za niezdrowo i przestraszyłam się, że jestem na najlepszej drodze do wpadnięcia w dawne nawyki. I na wadze ciągle się jakby trochę więcej zaczynało robić, nawet do prawie 68 kg doszło. Od kilku dni jestem już jednak na właściwych torach, trzymam się poniżej 2000 kcal (jakoś mi tak przez ostatnich kilka dni 1950 wychodzi) i nie jem przed snem (np. teraz) - no i już dzis rano zamiast ponad 2 kg nadwyżki w stosunku do suwaczka było 1,3 kg. A że teraz zaczną się te "lepsze" dietowo 2 tygodnie mojego cyklu, mam nadzieję i z resztą tej nadwyżki się szybciutko uporać.
Mocno Was ściskam i chyba jutro wreszcie faktycznie Was poodwiedzam, bo zdjęć już obrabiać żadnych nie muszę, a dzień mam wolny.![]()
Zakładki