-
Na początku miałam w opisie "Mam dość mojego zycia - pragnę jedynie schudnąć" a potem to zmieniłam. Ale to chyba był błąd. Powinnma jeszzce dopisać "błagam zabijcie mnie albo sama to zrobię" Wszytsko jest do kitu. Moja najlepsza przyjaciółka to głupia pipa, która tak mnie wkurza, że mam ochotę ją zabić, druga moja dobra koleżanka zachowuje sie jakby ją karmili valium na śnaidanie, jest kompletnie zamulona, odpowiada "acha", "no i?" w ogóle nie da się z nią rozmawiać. Chłopak, którego kochałam pzrez rok okazuje sie samolubny i pusty a ja jestem SAMA jak zawsze tak cholernie samotna. Od czterech miesięcy gdy jestem smutna musze to po prostu dusić w sobie, nie mam kogo spytać o radę, a na zdobywanie nowych kolegó nie mam czasu...Mam dośc po prostu dość...
-
Rozumiem Cię. Przed wakacjami panna, którą uważałam za moją najlepszą kumpelę "wypieła się na mnie dupą". Jak twierdziła (oczym powiedziała mi jej mama) znalazła sobie nowe towarzystwo. A wynikałao to z tego, że miała nowego chłopaka. Ale czy nowy chłopak = zerwanie kontaktów z dotychczasowymi znajomymi?! To nie było w porządku. Później cały czas mi powtarzała, że zadzwoni i się umówimy i lipa, nie dzwoniła. Teraz jest lepiej, bo w końcu mieszkamu niedaleko ale nie będzie tak, jak kiedyś. Bardzo angażuję się w każdego rodzaju związek a przyjaźń też jest związkiem. Uważam nawet, że miłość nie istniałaby bez przyjaźni. W każdym razie całe wakacje miałam zryte, nie chciało mi się nigdzie wychodzić, siedziałam w domu i żarłam. Dziś już nie mam przyjaciółki. Dobrze, że chociaż chłopak mi pozostał. Choć on czasami też coś pochrzani. Po 3 latach bycia razem, mógłby się czegoś nauczyć. Ale mimo wszystko nie potrafię bez niego żyć. Ale się rozpisałam... Chyba pierwszy raz na tym forum...
-
Heh wiem, że nie ja pierwsza i nie ostatnia Ale chyba da się żyć bez przyjaciół...Ludzie nie są tak bardzo potrzebni. Chyba wole być typem samotnicy. I tak los zdecydował za mnie, więc w sumie co mam się kłócić.
-
hmm... też znam osoby którym nie mogę ufać, chłopaka niestety nie mam. A przyjaciółka- chyba mogę już ją tak nazywać. Mam 17 lat, a ją znam od 15-16 czasami się kłóciłyśmy, biłyśmy, obrażałyśmy, ale zawsze znowu łaziłyśmy wszędzie razem. Nie zmieniło tego też, że chodzimy do innych szkół. Przeciwnie. jeszcze bardziej się zżyłyśmy. Zawsze jak mam doła ona mnie pociesza i na odwrót. Gdy jesteśmy razem dostajemy "głupawki". Rozejrzyjcie się, moze znajdziecie dobrą koleżankę lub właśnie przyjaciółkę. Pozdrawiam was. I dzięki waszym opisom doceniłam to co mam.
19.08.2009 rusza mój maraton
-
Od paru dni kompletnie się zapuściłam, nawet nie prowadziłam dzienniczka kalorii. Ale dzis to zmieniłam. Uzupełniłam poprzednie dni. Nawet nie było tak źle tylko raz przekroczyłam 1000 cal i to niewiele. Prawdopodobnie pójde na półmetek sama. Tomek jest chory:/ Jestem na niego wściekła bo ja jakbym komuś obiecała i ten ktoś by za mnie zapłacił to i tak bym poszła ale on bardziej myśli o swoim bolącym gardle niż o mnie. No cóż, czułam, że to nie wypali. Nie założę tez mojej cudnej bluzki bo mam ślady po bańkach. Żyć mi się nie chce...Wszyscy w mojej paczcie prócz mnie i mojej przyjaciółki maja chłopaków...Bez sensu...
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki