-
Wiecie co... dobija mnie ta nasza kultura zachodu Właśnie przeczytałam sobie oststnie posty i..... spróbujcie spojrzeć na to co piszemy z dystansem. To jest koszmar 100 kcal więcej niż się powinno urasta często do rangi wielkiego grzechu, zjemy jedną drożdżówkę za dużo i mamy wyrzuty sumienia, widzimy w lustrze narastający na nas tłuszcz. A to wszystko spowodowane tym, co serwują nam media - chude modelki, fotomodelki, aktorki, piosenkarki...... nie wiem jak one to robią że są takie chude, na pewno sporo w tym efektów specjalnych (w zdjęciach to nawet z 90%), ale pewnie za swoją chudość też płacą wysoką cenę. Głodzimy się, jedzenie staje się dla nas powodem do wyrzutów sumienia, a z drugiej storny tęsknimy tak bardzo za smakiem czkeoladki, batonika........ a te z kolei wciąż kuszą nas z reklam, co rusz w tv albo na billboardzie widać jakieś pyszne jedzenie. Mnie strasznie wk*** reklama batonika corny z taką wychudzoną laską która stała bokiem i pokazywała brak brzucha. Nawet nie pokazali jej twarzy. I jeszcze slogan mówiący, że jak zjesz tego wafelka to będziesz tak jak ona wyglądać. Po rpostu jak czasem spojrzę na ten otaczający nas świat migających reklam, na ten konsumpcjonizm, to robi mi się strasznie smutno. ((( Ale co z tego, że potrafię na to krytycznie patrzeć i widzieć tego bezsens, skoro nie umiem sama przestać dbać o linię, pragnąć mieć prawie idealne ciało, szczupłe i wysportowane. Bo kiedy tego nie mam to czuję się gorsza ((
...
I właściwie po co to się robi? Wszysteki kobiety zachodniego świata się same nakręcają, same siebie nawzajem i maltretują..... Przecież czy rzeczywiście facetom podobają się takie chudziny? Większość facetów jakich znam nie przeszkadza, że dziewczyna nie wygląda jak kate moss, a w ogóle najczęściej to nie zwracają na to uwagi czy ważysz 50kg czy 60 dla nich to żadna różnica. Więc moim zdaniem to kobiety się nakręcają i powstaje błędne koło. Kobiety odchudzają się dla innych kobiet.... analogicznie jak we fraszce Sztaudyngera:
Każda kobieta przyzna, jeśli jest szczera,
Że ubiera się dla kobiet, a dla mężczyzn - rozbiera.
W dziejach jeszcze nigdy nie była modna taka chudość jak obecnie.... Nawet w antyku - wystarczy popatrzeć na greckie rzeźby, na Wenus z Milo, jak potężnie jest zbudowana, a to był dla nich ideał proporcji czyli piękna.
-
rilven i to jest ta smutna prawda.... niestety trzeba sie przyznac ze odchudzamy sie dla innych przedstawicielek plci pieknej no idla wystaw sklepowych. ale mysle ze tez dlatego ze fajne ciuchy istnieja tylko w malych rozmiarach...
-
Lericia, o maaaaaaaaaaaaaaatko................ jak ja kocham chałwę..... do kawusiiiiiiii......... takiej z mleczkiem.......... posłodzonej................ mniaaaaaaaaaaaam
i herbatniczek do tego
i pomarańczka
i czekoladka do tego
i pierniczki do tego
i jakies nadziewane czekoladki (typu kasztanki lub malaga)
i jakieś ciacho do tego (serniczek, pierniczek, babeczka, drożdżowe, ze śliwkami, szrloteczka, ptys z kremem, napoleonka)
NIE DAM SIĘ! NIE DAM SIĘ! NIE DAM SIĘ! NIE DAM SIĘ! NIE DAM SIĘ!
Nie ma słodzonej cukrem kawy!!!!!!!! Nie ma!!!!!!!!!!!
Nie ma czekoladek, pierniczków, herbatniczków!!!!!!! nie ma!!!!!!!!!
Nie ma ciast, nie ma pieczenia!!!!!!! Nie ma!!!!!!!!
Nie ma cholera jasna chałwy!!!!!!! nie ma!!!!!!!!!!!!
przepraszam... musialam to zrobić...
rilven, bardzo duzo racji jest w tym, co piszesz. Dużo racji, duzo przemyślunku
-
Właśnie... Qwerkq i inne dziewczyny - czasem nie otyłość jest chorobą tylko to, że sobie odmawiam 100 tysięcy rzeczy, chcoaiż mam an nie ochotę. i w imię czego? Ciała, które i tak się zestarzeje, będzie tyło, choćbyśmy jadły jak ptaszki, bo taka budowa kobiety, że z upływem lat obrasta tłuszczykiem... ciągłe pilnowanie się, wyrzucanie sobie braku silnej woli....
jasne, że to niedobrze zjeść chałwę, pierniczki, lody czekoladki etc na raz, ale wydaje mi się, że gdybyśmy nie były na diecie, to takie napady by się nie zdarzaly.... bo zakazany owoc smakuje najlepiej. Ja zauważyłam, że jedzenie stało się dla mnie ogromną przyjemnością, czasem wręcz perwersyjną zamiast być po prostu zaspokajaniem potrzeb fizjologicznych. Ale jedzneie się tak strasznie kultywuje... Zazdroczę mojemu kumplowi, który zawsze zjada tyle, żeby zaspokoić głód i nie ciągnie go do zjedzenia większej ilości. Ale kult żarcia nie wynika z naszego braku woli, czy łakomstwa - wg mnie to wynik kultury, a przede wszystkim konsumpcjonizmu z mediami na czele, które krzyczą do nas: żreć żreć kupować kupować. Wszystko się bardz ładnie nakręca, firmy spożywcze kuszą jedzeniem, a firmy kosmetyczne dzięki temu mogą sprzedawać kosmetyki odchodzające, a farmaceityczne - leki. Jesteśmy z matrixie :P (to ostatnie mówię z przymróżeniem oka, bo nie chcę tu szerzyć jakiejś propagandy)
-
rilven, po pierwsze ja juz nie jestem an diecie (ale lubie was odwiedzać), po 2 nigdy sobie nie odmawialam małych przekąsek ani tego, na co w danej chwili miałam ochotę, po 3 starałam się tak skomponowac dietę, bym nie musiała myslec o tym kawałku czekolady, bo on sie w niej zawierał (wszystko z umiarem), po 4 zgadzam sie, że raz na jakis czas jakis tam kawałek czegos nie zaszkodzi. Nie mniej jednak u mnie (przy wczesniejszych nieudanych próbach odchudzanai) dochodziło do tego, że zaczynalo sie od naprawdę okruszka ciasta, który spadł ze stołu, a kończyło na wypadzie do hipermarketu, nakupienia całego koszyka jedzenia, powrocie do domu i zjedzenia tego wszystkiego w kilka godzin. A potem co? płacz. dobrze, że zrozumiałam wszystko, dobrze, że juz jest dobrze :]
Aczkolwiek jak mowisz, nie dajmy się zwariowac, jeszcze 1 drożdżówka nikogo nie doprowadziła ani do jojo, ani do przybytku wagi. A do czego doprowadziła? Do wyrzutów sumienia
-
I ja też :(
Cały dzień trzymałam się bez problemu i przed snem zjadłam pół kawałka cista czekoladowego - ogromne wyrzuty sumienia ...Niby macie rację , że to nienormalne, ale skoro ma się cel to boli, gdy nie można go osiągnąć...Hmm dla równowagu była siłownia ...No, ale co powie dietetyk, jak zobaczy, że nic a nic przez miesiąc nie schudłam .
-
oooooo, masz dietetyka! popieram! popieram jak najbardziej. zalecił jakąś konkretną dietę, czy dał może liste produktów dozwolonych? Napisaalbyś coś więcej o jego poradach?
-
ja też się tak zastanawiam...dlaczego jedzenie wywołuje w nas tyle emocij,dlaczego nie umiem jeść tak by się najeść...jem to co mam wyliczone,zjadam wszystko co mam na tależu,ciekawa jestem czy kiedykolwiek naucze się noprmalnie jeść!
Wśród innych najłatwiej mi utrzymać dietke,nie zjem nic nadprogramowego,nigdy nie kupie sama czekolady,ani batona...moją zmorą są za to samotne słodycze leżące w szafkach,takie niekochane,w chwilach smutku,złego humoru,zdenerwowania...i zazwyczaj wtedy wszystko przepada
-
qwerq a jak sobie poradzilas z tym?bo ja tez zjem sobie normalnie kawalek ciastka a potem nagle napad....
-
Drroopy, ja zawsze byłam bardzo chuda, przytyłam w liceum. W tymże liceum podejmowałam kilka prób odchudzania i efektm był tylko efekt jojo. Zawsze muszę miec jakąś motywację (np. wyjazd na narty, wakacje i skąpe stroje kąpielowe). W liceum to jakos nie podziałało. Z 70 kg spadałam na 50, potem tyłam do 74 (dosłownie w tydzień) i tak w kółko. Nie wiem co mnie tak bardzo zmotywowało. Chyba studia. Chyba pomyślałam, że tak juz dułej być nie może: bylam nieprzyjemna, apatyczna, nigdzie nie chciałam wychodzić, senna, wiecznie zmęczona. Teraz mieszkam sama (bez rozdiców, w innym mieście) i jest łatwiej. Jak mieszkałam z rodzicami dostawałam pieniądze, które wszystki szły zawsze na jedzenie. A gdy się znowu odchudzałam - -mama marudziła, że nic nie jem itd, podtykala mi jedzenie. Teraz osiągnęłam swoją wagę i juz postanowiłam, że nigdy nie chcę tego utracić. Wiem jak łatwo jest przytyć 20 kg (u mnie tydzień starcza), a jak długo trzeba pracować na ładną, zgrabna sylwetkę. Porownuje sie tez do innych i to mi pomaga. Wyglądam normalnie - jak inne dziewczyny w mojej gupie na uczelni. Wszystko są szczuple - ja też. 1 dziewczyna jest ciut grubsza (tylko jedna i wcale nie dużo od reszty) i cieszę się, że to nie jestem ja. W liceum w pewnym momencie nadszedł moment, że pomyślałam sobie "matko boska, na 20 dziewczyn w klasie ja tu jestem najgrubsza!". Patrze teraz na swoje zdjęcia sprzed roku.... to straszne... Bylam zawsze lubiana (dla moich wspaniałych znajomych nie ważnbe jest czy ważę 70kg czy 50 kg - tak samo mnie lubią), więc wszystki kompleksy dusiłam w sobie. Jak sobie radzę? Po prostu nie jem ponadprogramowo tego okruszka ciasta. Jeśli mam ochote na ciasto, mam zrobi, to wliczam je w swoja dietę i jestem zadowolona. Mieszczę się w kaloriach. Niczego sobie nie odmawiam, a chęć na mniej zdrowe rzeczy po diecie mi po prostu przeszla.
Pisałam w innym poście o problemach typu, że (podczas tamtych nieudanych prob odchudzania) czerpalam satysfakcje jak ktos jadł tłuste lub słodkie rzeczy przy mnie, chodzilam po sklepach spozywczych i oglądałam produkty, zagladałam ludziom do koszyków i patrzyłam jakie smakołyki kupują, a w moim koszyku jest tylko chudy kefir, uwielbialam nawet oglądać reklamy telewizyjne, gdzie produktem było coś spożywczego, maczałam palce i oblizywalam w gotowanych przez mame potrawach, wachałam potrawy. teraz wiem, ze to mi własnie przeszkodziło. Od tego się zawsze zaczynało. Powąchalam szarlotkę, poszłam do pokoju na pół h, a potem wracałam zjeśc okruszek. A za pół godziny co? Wracałam i zjadałam całą blachę (i o zgrozo, żeby na tym się skonczylo! - potem szla cała lodowka i jeszcze cały koszyk sklepowy, bo bieglam nawet specjalnie do sklepu, żeby go... opróżnić z towarów...).
Także sposób jest jeden: jeść wszystko na co sie ma ochotę, ale z opamiętaniem lub wliczając to w dietę. Tylko urozmaicona dieta i niezbyt radykalna nie doprowadza do jojo
pozdrawiam
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki