Ja wiem Niobe, miewam nieraz podobne desperackie myśli
Nie raz, na nawet dość często.
Ale warto szukać. Kup, czytaj, dziel się, może coś razem ciekawego wykombinujemy w końcu?
Ja wiem Niobe, miewam nieraz podobne desperackie myśli
Nie raz, na nawet dość często.
Ale warto szukać. Kup, czytaj, dziel się, może coś razem ciekawego wykombinujemy w końcu?
Wszyscy jedzą truskaaaaaaaaaaawkiiiiiiii!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Kurde. Idę dziś i kupię. CAŁE STADO KUPIĘ! Na obiad dziś makaron z białym serem, jogurtem i truskawki!!!!!!!!!!
Moje ciało już się chyba dostosowało do nabiału. Po serniku też żadnych niespodzianek. Po zsiadłym mleku też nie. Jeszcze tylko 'dwójkę' luźniejszą robię, ale nie ma wzdęć. Dziś ostatni test. Biały twaróg!
Nie przejmuj się bardzo obżarstwem. Jednorazowy skok. To było dobre jedzenie (baton musli?! No weeeź. To niedobroć!). Minusem może być rozepchany żołądek. Ale zakładam, że to było grubo po południu, więc tylko go nie rozpychaj dziś.
To nie jest tak, że się nie nadajesz. Po prostu masz mniejszą praktykę! Ale się człowiek uczy no. A jak ci się złamał? Tak krasz, czy odłamał ci się lakier?
Dieta.
Mam książkę Dąbrowskiej. Chodzi o taką małą, żółtą? Znajoma mnie bardzo namawiała na tą dietę kilka lat temu. Poczytałam, stwierdziłam, że super, ale to zdecydowanie nie dla mnie. Ani wtedy, ani teraz. Są prowadzone całe turnusy dwutygodniowe na tej diecie + lewatywy. Dla mnie chyba tylko jedna rzecz działa - więcej ruchu. Różnorodnego. Mniej szkodliwe to niż ograniczanie sobie jedzenia. Jedyne oczyszczanie na jakie jestem gotowa się zgodzić, to czyszczenie wątroby gorzką solą, oliwą i sokiem z grejpfrutów. Wtedy też jest dieta. Trzydniowa. Po niej to się ma dopiero mega dużo energii! I zdecydowanie mniej w jelitach I na wątrobie
Kilogram w miesiąc to nie jest mało. Nie dużo, ale i nie mało. A jakbyś do tego co jesz teraz dołożyła ćwiczenia interwałowe?
Może zrobimy sobie jakąś wspólną akcję? Np pośladki + różne wariacje nt planka? Suma ćwiczeń nie przekroczy 15 min, a może nawet 10, a jeśli do tego doda się 5 min ostrej rozgrzewki na początek, a potem 5-10 min rozciągania, to będzie niecałe 20-25min całość. Wystarczy by się spocić, dobrze zrobi ciału. Albo może któreś z fut burn fit mamy? Naprawdę ostra jazda bez trzymanki! Możemy sobie któryś jej tydzień wybrać i zrobić. Niobe, co ty na to? Będę robiła z tobą.
Niektóre jej ćwiczenia można robić inaczej, po swojemu, bo np jak robiłam jej pajacyki, to nie podskakiwałam bardzo wysoko, bo mnie łydka bolała. Albo te końcowe burpisy to w tempie żółwim robiłam, ale to było naprawdę niezłe!
Shin, dziękuję za wsparcie, ale ja muszę być przekonana w 100% żeby się za coś brać. A nie jestem przekonana do akcji. Nadal mam uraz.
Tak się zastanawiam co się ze mną stało? Skąd się wzięła ta rozmemłana zawartość mojej cielesności? Nie rozumiem. Od roku-dwóch nie mogę się zebrać do kupy. Jestem chwiejna jak chorągiewka. Kocham cały świat miłością płomienną, by za chwię być w czarnej dupie z nastrojem. Ze skrajności w skrajność i żadnego konkretu. Nie wiem jak, ale muszę się jakoś ogarnąć bo jestem jedną wielką panną katastrofą. I TO NIE JESTEM JA!!! WTF? Jak wy ze mną wytrzymujecie tak długo? W pracy jestem mistrzem, a trzy minuty po wyjściu z biura rozmontowuję się na rozlazłą masę. Nie lubię siebie takiej.
Ja wczoraj jadłam truskawki, i dzisiaj i jutro zjem. J kupił to korzystam.
Baton musli był dobry jakościowo i tylko 86 kcal miał więc spoko. Może był mi potrzebny bo cukier spadł po całym dniu pracy?
Dzisiaj za to zjadłam mało a brzuch mam wywalony jak świnia. Aż J skomentował jak się ubierałam do biegania.
Chyba na szybko zrobię sok z buraka.
Na obiado-kolacje też będą buraczki bo chłodnik z botwinki.
A ja wparowałam dzisiaj do saloniku prasowego i udało mi się kupić nową gazetkę Be Active z kolejną płytą Chody - tym razem Secret do kolekcji. Ale wypróbuję chyba dopiero w przyszłym tygodniu bo jutro rodzice przyjeżdżają.
Idę się myć bo na szybko wpadłam po biegu.
no to wskakuj na rower. Ty już nie schudniesz tylko na diecie. Twoje ciało już tak nie da rady na dłuższą metę. Wiem, że tamta jedna co miałaś niedawno to dawała rezultat. Ale czy nie wróciłaś do poprzedniej wagi? Musisz zacząć się ruszać. Nie dywanówki to chociaż rower. Połóż tyłek na siodełko, nogi w strzemiona i ruszaj!!! Musisz odzyskać kontrolę nad swoim życiem!
Może straciłaś sens. Wszystkiego. To co w głowie przekłada się na to co w ciele. Straciłaś kierunek.Tak się zastanawiam co się ze mną stało? Skąd się wzięła ta rozmemłana zawartość mojej cielesności?
Dajemy raaaadę Ty się nie poddałaś na nas. Więc i nie zostaniesz pozostawiona.Jak wy ze mną wytrzymujecie tak długo? W pracy jestem mistrzem, a trzy minuty po wyjściu z biura rozmontowuję się na rozlazłą masę. Nie lubię siebie takiej.
pfffffffffffff!
Ja dziś a zaliż owszem także!
DWA kilo kupiłam. Kilo poszło na obiad. A teraz pożeram co zostało!!! Mniaaaaaaaaaaaaaaaaaaam!!!!!!!!!!! Nie przegapię ani minuty truskawkowej!!!!
znalazłam warzywniak i nie omieszkałam go obrobić. Mam botwinkę. Jak robiłaś chłodnik? Kiedyś mówiłaś, ale mi się zapomniało, przeraszam. Potrzebuję od nowa. Na maślance? Na ogórkach? Jak?Na obiado-kolacje też będą buraczki bo chłodnik z botwinki.
A ja dziś poszłam pobiegać. Przebiegłam niecały kilometr i dzwonię do HA, że kurde, nie dam rady wracam. ZERO siły. Wiecie co, nie daję rady na nabiale. Słabość taka w mięśniach jakbym miała ciało z gumy. Niedobroć!!! Nie zrezygnuję, bo kupiłam całą kostkę MEGA pysznego sera białego (została końcówka ), ale nie w dzień biegu Ewentualnie po. Oczywiście wydęło mnie. Mam nadzieję, że niespodzianek twarzowych nie będzie, bo moja twarz idzie w dobrym kierunku!
Niobe, myślałaś może czy przypadkiem twoja słabość w trakcie biegania nie wynika z tego co jesz?
Dziś byłam na depilacji. Znowu się pani zmieniła.... Wiecie co? Ja już chyba nie mam w sobie wstydu
Aha, Niobe, w tym nowym miejscu po czterech razach zostało mi 5% do zgarnięcia. Zostaję u tych co jestem. Zaczęłam też pachy Pachy jakoś lepiej zareagowały. Mam tam chyba ciemniejsze włosy, bo nie goliłam się od... marca? Lutego?
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników] Sama nie wiem co powiedzieć. Jeden bloger rzucił na stronę. Rozgorzała dyskusja. ... Mam dziwne wrażenie, że ani jedna z osób, która to komentuje nigdy nie stanęła na starcie, nigdy nie brała udziału w międzynarodowych zawodach, nigdy nie doświadczyła stanu odwodnienia, nigdy nie myślała o tym, że zawiodła pokładane w niej nadzieje, że zawiedzie swoją rodzinę i przyjaciół... siebie. Sama nie wiem co trudniejsze w takiej sytuacji i co wymaga więcej odwagi: zejście z trasy, czy jakoś ukończenie biegu?
Jest dużo komentarzy o głupocie, o przesadzaniu, o śmierci, o debilizmie. Kilka osób dało "super!", "Mega!"... Ani jedni, ani drudzy nie wiedzą co mówią. Sama nie wiem co myśleć o tej dziewczynie. Czy o sobie. Widzę jej ból i jej przekroczenie mety. Nie potrafię jej osądzić w żadną stronę. Jestem w zawieszeniu.
Rower! Myślisz, że to takie proste? Kupić sobie nową pompkę to raz, ale wiedzieć jak jej użyć to zupełnie inna sprawa Dobra, udało się, ale zanim zajarzyłam co robię żle, że zamiast pompować koło to spuszczam z niego resztki powietrza to się umeczyłam jak na siłce
Kurde, problem tylko w tym, że bez auta spędzam mnóstwo czasu w tramwajach i pociągach i wracam do domu bardzo późno. Umordowana i bez szans na rower.
I oczywiście, że siła zależy od jedzenia. Ale ja nic nie zmianiałam. Jem jak zwykle. A nawet nie brak siły u mnie tylko zadycszka. Normalnie tętno z kosmosu i brak oddechu. Zimny pot i kręci się w głowie. Nie daję rady. Dzisiaj zrobiłam tylko 3,5 km. I się poddałam. To jakby jakiś problem z natlenieniem był. Nie wiem co się dzieje.
..................
Wiem jedno. Nigdy więcej nie chcę musieć schodzić z trasy! Nigdy! Teraz, jak przejeżdżam przez to miejsce to nadal wraca. I chce mi się płakać. Bo jak resztką sił i godności przekroczysz metę, to mimo bólu w trakcie, mimo tych wszytskich czarnych mysli, mimo całego trudu biegu, masz satysfakcję że dałaś radę i udało się. Masz medal. Jesteś zwycięzcą.
A po zejściu z trasy nie ma nic. Nic na pocieszenie. Zostaje tylko smutek i gorycz porażki. Mam nadzieję, że nigdy tego nie doświadczycie. I ja już też nie. Ale pamietać będę zawsze.
Dlatego sprzedałam pakiet na połówkę.
Ostatnio edytowane przez Niobe ; 26-05-2016 o 17:53
no właśnie mam w swojej pamięci ciebie. Ja nie wiem jak to jest zejść. Wiem jak to jest nienawidzić siebie za to, że się nie schodzi. Można by stwierdzić, że medal osładza tą nienawiść i żal do siebie za nie poddanie się. Ale tak nie jest. Ja po prostu o tym nie myślę. Bo jak pomyślę, to boję się, że uznam, że zrobiłam sobie krzywdę. A wtedy nie będę mogła udawać, że wszystko jest ok. Złamać samą siebie na trasie wcale nie jest wielkie i chwalebne. Wcale nie jest oznaką wytrwałości i siły. Ale znęcaniem się nad sobą. Są sytuacje kiedy schodzisz i już. Koniec. W Poznaniu mój bieg był bez sensu. Jak mnie złapie ten boczny ból (to co muszę rozciągać) to nie ma zmiłuj. Nie da się na tym biec. Ani iść. Ciągniesz z bólem nogę za sobą i świeczki stoją ci w oczach z bólu. To nie jest ból, który da się znieść. To nie jest jak z kwasem mlekowym, że jest bolesny mega, ale jednostajny i po prostu zaciskasz zęby i na siłę przesz dalej. To jest ból, którego nawet się nie da rozmasować. W Krakowie bolało mnie kolano (haha ), ale w innym miejscu. Kilka naciągnięć i już mogłam biec dalej do następnego bólu. Kilka skłonów, naciągnięć i już ok. Ja w Poznaniu chciałam zejść prawdziwie. Pogodziłam się z tym. Nie myślałam o tym jako o porażce. Po prostu pogodziłam się z tym, że tego biegu nie ukończę. Nie zeszłam tylko dlatego, że jakaś wiedźma mi zwyczajnie nie pozwoliła. Ja ten bieg przeszłam. A wiedźma razem ze mną. Jej nie chciałam zawieść (choć około 30. km chciałam się jej ponownie pozbyć Z jednej strony z powodu bólu, a z drugiej z powodu tego, że naprawdę dobrze jej szło i mogła ten bieg ukończyć ze świetnym czasem. A przeze mnie nie mogła tego osiągnąć. Ale jej słowa: "Czas nie ma znaczenia. To nie jest ważne!"). Ale nie potrafiłam jej powiedzieć prosto w twarz " spadaj. Nie biegnę dalej".
Nie gnęb siebie, że zeszłaś. Twój problem z kręgosłupem nie jest zwykłą błahostką. To jest problem, który albo cię złapie, albo nie. To jest ponad tobą. Trudno. Zdobędziesz tą trasę. Potem. Nie teraz. Ona jest do zdobycia i czeka na ciebie. I jest bardzo cierpliwa.
A ta babka co biegnie? Nie, nie potrafię dalej tego ocenić i chyba nie ocenię. To inna sytuacja. To inne zawody. To był pierwszy i ostatni raz kiedy tam była. Były 32stC. Po wbiegnięciu na stadion było 42stC. Odwodnienie. Mięśnie, które nie reagują na to co im karzesz. Wiedziała, że to jej ostatni bieg na TAKICH zawodach. Nie mogę powiedzieć, że zrobiłabym to samo. Nie wiem co bym zrobiła. Wiem, co by zrobiła Freyra
Wiem co chciałam zrobić w Poznaniu. I że wisiało mi, że w Krakowie nie będzie rekordu. Cieszyłam się pomiędzy skurczami i odwiedzinami w tojtojach, że znowu jestem w mieście Smoka. Lubię smoki. Tam też kiedyś pobiegniemy. Wszystkie trzy
No tak... jest czasem coś takiego w głowie bo już nawet nie w ciele co nie pozwala przestać.... hmmmm... chyba mam coś takiego hehehe
Przepraszam Shine ale wtedy w Poznaniu nie wyobrażałam sobie, że możesz zejść z trasy, nie wyobrażałam sobie, że w obcym mieście mamy się rozdzielić i być zdane same na siebie. I czas naprawdę nie był ważny. Nie czułam absolutnie ani grama zawodu czy rozczarowania z powodu maszerowania. Miałam i pewnie mam dalej w głowie świadomość, że koronę zdobędziemy razem! Nie ja, czy ty, tylko RAZEM!
Ja to odrębna sprawa. Ja to pewnie ciągnęłabym do przodu nawet jakbym nogę jedną zgubiła gdzieś po drodze. Nie wiem jak to się dzieje ale upór zaślepia odczuwanie bólu. W Krakowie dopiero jak dobiegłam do tak naprawdę poczułam jak bardzo bolą mnie palce. Już wiedziałam co zobaczę w butach. A może wiedziałam wcześniej tylko nie dopuszczałam tej myśli w głowie? Nie wiem....
A może po prostu nie przeżyłam jeszcze na tyle mocnego bólu by zrezygnować? Widać stopy, bolące płuca i obtarty od smarkania nos to dla mnie za mało...
Z drugiej strony, ta dziewczyna z filmu to nie jest zwykła dziewczyna. To zawodniczka, zawodowy sportowiec. A sytuacja to nie podmiejskie zawody ale olimpiada. Do olimpiady trenuje się nawet nie kilka lat, trenuje się całe życie! to jedyny cel do osiągnięcia, jedyne marzenie! I z tego punktu widzenia jestem w stanie zrozumieć tą dziewczynę. Z tego punktu widzenia zrobiłabym dokładnie to samo! Nie wiem jak ale parłabym dalej....
A tak w ogóle już całkiem poza tym wszystkim gratuluję biegu!!! Cudownie!!!
Ja przezywam najazd rodziców. I sama wizyta jest ok, ale te wszystkie lody, ciasteczka, gofry, pizza, frytki.... kuźwa! ja będę przynajmniej ze 3 kilo do przodu i do tego same spacerki...
Ech przede mną będą potem ciężkie tygodnie odwyku.
Nie no, nie wytrzymam, chyba sobie hantlami pomacham w kąciku
Ostatnio edytowane przez Freyra_77 ; 28-05-2016 o 20:33
Zakładki