Ale ja wcale nie chcę sukni i balu. Gdybym miała decydować dziś to pierdylion razy bardziej wolałabym z ukochanym pojechać na Bali i kochać się bez opamiętania w ciepłej wodzie małej laguny. Sama z Nim. Nie potrzebuję już sukni i balu. Ani tym bardziej samego ślubu. Ani trochę. To tylko symbole. Ale Małą Anię i mnie łączy jeden żal - gdzie jest On?! I dlaczego nie trafił skoro do innych dziewczyn trafiają bez problemu? Tak wiem, pewnie trafił, a ja przytrzasnęłam mu palce drzwiami. Cóż... to tylko dlatego, że go nie widziałam. Zatem nie czuję się mocno winna. No, do nich trafił i mogły sobie kupić suknię z tortem i karocą. Skoro chciały to mogły. Ja na ciepłą wyspę jadę. Chcę jechać to jadę. Ale bez Niego, zatem to nie jest to samo. Ehhh...
Już dawno obalono mit, jakoby cardio najlepiej spalało tłuszczyk. Z kilku powodów.
Ciało szybko adaptuje się do wysiłku a trudno ciągle zwiększać obciążenie przy np. bieganiu. Można kombinować. Umiemy kombinować. Wydłużać dystans (ale tak w nieskończoność?), wprowadzać treningi jakościowe (tempówki, podbiegi), ale w pewnym momencie i tak dochodzimy do ściany bo ileż można biec A na siłowni po prostu dokładasz ciężar i masz progres.
Cardio nie buduje masy mięśniowej. Owszem, zaczynając od przysłowiowego "zera" do pewnego momentu mięśnie się zagęszczają, zwiększa się ich wytrzymałość... ale tylko do pewnej granicy za którą nic wielkiego się już nie wydarzy. Siłka natomiast buduje mięśnie, a im więcej mięcha tym większe zapotrzebowanie energetyczne a im większe zapotrzebowanie... no, przecież nie chudnie się od ćwiczeń (jakichkolwiek) tylko od ujemnego bilansu kalorycznego. Zatem warto.
Ale. Trzeba ciągle pamiętać, że mięśni nie da się budować na ujemnym bilansie kalorycznym... Temat trochę bardziej skomplikowany, niby jedno drugie wyklucza, ale nie do końca bo:
To o czym pisałam wcześniej - siłowe robione porządnie, do porzygania wręcz, to aktywność beztlenowe. A takie mają cudowną właściwość - powodują powstawianie w organizmie twz. długu tlenowego czyli zwiększonego zapotrzebowania na energię przez wiele godzin po treningu. A przecież to coś ekstra przy chudnięciu, prawda? Czytałam, że to zwiększone zapotrzebowanie może się utrzymywać nawet dobę po treningu. Ciało zmienia się w piec!
Ale - kolejne:
Machanie hantlami w domu może być równie efektywne jak na siłowni (nie mówię, że zawsze trening na siłownie jest efektywny), ale tylko pod jednym warunkiem: dajesz z siebie maksa. Robisz kilka ćwiczeń, w niewielu seriach, w małej ilości powtórzeń, ale dosłownie na granicy możliwości. Tak, że ostatnie dwa-trzy powtórzenia robisz z myślą, że :już nie mogęęęęęę". Inaczej to po prostu machanie nóżką.
Ja mam do tego bardzo jasno określony stosunek. Jak ktoś chce i może i oczekuje konkretnych efektów - niech się ściera. Pytanie czy ktoś chce. Ja nie chcę. Ja chcę tylko mieć frajdę. I te wszystkie teorie czytam bo ciekawe, ale przepuszczam przez filtr swoich oczekiwań. I mam głęboko gdzieś. W ostatecznym rozrachunku liczy się tylko banan po biegu czy pięćdziesiątce na rowerze. Ot co!
Zakładki