Właśnie z nóg mi schodzi wszystko najłatwiej. Wystarczy bardziej wytężony spacer/jazda rowerkiem stacjonarnym i już mi spadają centymetry.
A na brzuchu muszę się nieźle namęczyć żeby cokolwiek spadło. No i przede wszystkim muszę eliminować słodycze, bo to właśnie one wspomagają tworzenie się 'oponki' (w moim przypadku chyba solidnej opony od traktora) na brzuchu.
Zjadłam:
6 uszek (taa, wiem, ale taakie dobre były ) - 150 kcal
100 ml barszczu czerwonego czystego - 130 kcal
Filet z kurczaka 50g pieczony - 75 kcal
Warzywa na patelnię na parze - 180 kcal
RAZEM: 435 kcal
RAZEM Z WCZEŚNIEJSZYM JEDZENIEM: 877 kcal
Nie jest tak źle, a bałam się, że przez tą szarlotkę wszystko się zawali Teraz pędzę sobie przygotować jeszcze drugie danie, bo ciągle 'w proszku' na mnie czeka, a pora odpowiednia Do kolacji nie powinnam być głodna. Ruch na razie - 30 brzuszków +5 km spaceru.
EDIT: No i zapomniałabym napisać. Z całą pewnością nie bez znaczenia dla kondycji moich nóg pozostaje fakt, że pływam dwa razy w tygodniu po kilometrze-półtorej. Gram także w tenisa, jeżdżę na rowerku stacjonarnym, dużo spaceruję... A na brzuch ćwiczeń wręcz nienawidzę robić
Zakładki