Przekolegowałam się dzisiaj z jedzeniem... Źle kalkulowałam i zjadłam bułę, która mnie nawet smakiem nie zachwyciła, ani głodna nie byłam. Wydawało mi się, że powinnam jednak ją jeszcze zjeść, no może nie tak tłusto nadzianą ale ... Myślałam, że mam luz. A go nie miałam i przekroczyłam limit bardziej niż planowałam. Jakieś 1750 kcal. Ale to jeszcze nic. Najgorsze jest to, że piwo za mną chodzi. Bardzo!!!
I już mi się nie mieści w żaden sposób.
Dziś wszystkie ośmiominutówki są w planie. Ogólnie to plan mam taki co drugi dzień joga, co drugi wszystkie 8min. I coś jeszcze w miarę czasu, chęci, siły i ogólnie.
Ale przechodzę jednak w tryb zimowy, pod tytułem, nie chce mi się .
A poza tym przybieram na wadze. Nie jest to groźne. Zaczęłam po prostu łykać pigułki i czuję, że po nich puchnę. Niedobrze, bo zaczęłam je brać w przeciwnym wręcz celu. No ale zobaczymy, może organizm się oswoi i przejdzie.
Jeśli nie to będę próbować innych. Ale dobrze nie jest, bo na ticerku już od dawna żadnych zmian. A może nawet pasowałoby w górę go pchnąć teraz. Na razie nie ruszam. Nie przytyłam, bo niby skąd. Poczekam chociaż do końca tego pigułkowego cyklu i zobaczymy co dalej.
A teraz lecę się rozbierać i ćwiczyć.
Zakładki