Cześć dziewczyny. Lidko witam, dawno Cię nie było. Witam też oczywiście nowe panienki.
Moja waga obecnie po długicha wachaniach w tę i tą wynosi 119 kg (waga z soboty). Zaczyna byc tendencja spadkowa. Właściwie to zaczynam od nowa. Tzn nie od dzisiaj tylko jakieś dwa tygodnie temu. Włączyłam ćwiczenia więc przewiduję mały wzrost bo mięśnie ważą więcej i zawsze tak jest, że przy ćwiczeniach na początku waga mi wzrasta. Tak jak pisałam w sobotę miałam dzień wolnego od diety bo synuś miał urodzinki, ale mimo wszystko nie objadłam się. Było na pewno więcej niż 1000, podejrzewam, że około 2000 kcal. Nie liczyłam ich poprostu. Wczoraj osiągnęłam wyniki:
zjedzone 1240 kcal,
spalone 2400 kcal,
na minus 1160 kcal.

Coś mi się wydaje, że mój metabolizm osiągnął punkt, w którym niestety muszę się dużo natrudzić aby coś z wagi zeszło. Spowodowałam to niestety sama swoimi ciągłymi dietami. Dlatego walka obecna jest ostatnia. Albo dokończę ją i dojdę do conajmniej 80 kg, lub zostawię tak jak jest i dam sobie spokój, może taka muszę być i koniec. Ale jeszcze się nie poddaję i nie załamuję, tylko uczciwie będę dążyć dalej bez podjadania i dogryzania. Mam przynajmniej takie założenie. Na dłuższą metę to po prostu nie ma sensu. Bo można się katować i odmawiać różnych rzeczy gdy widać efekty ale gdy ich brak to jest to chyba bezcelowe.
No ale zobaczymy. W sumie wystarczy mi nawet te 0,5 kg na tydzień ale byle w dół. I nie ma się co oszukiwać, że ten cukierek czy ciasteczko ma tylko kilka kalorii. W całodniowym bilansie wychodzi tego potem za dużo i są efekty całkiem inne od założonych.
Ale się rozpisałam.
Wrócę do Was wieczorkiem po aerobiku. PA