-
Przyszłam Cię pocieszyć... takie dietkowe załamki chyba są nieuniknione... jak poczytasz rózne pamiętniczki, to nawet te najbardziej wytrwałe i "twarde" co jakiś czas wymiękają. Najważniejsze, żeby się jakoś trzymać. Mnie jak się zdarza załamka, to pędzę na forum, od razu mam wsparcie i jakoś jest lepiej. od ostatniej wpadki parę dni temu trzymam się pięknie.
To, co u Ciebie jest pocieszające, to fakt, że u Ciebie wpadka to 1600 kcal, a nie 5000, jak to się zdarza niektórym (np. mnie
). Więc poczucie klęski jest, ale przynajmniej obiektywnie nie zjadasz tyle, żeby potem tyć. Ja sobie myślę, że w ogóle utrzymanie wagi, czy wyjście z diety jest trudniejsze od samej diety. To już musi być sposób na życie po prostu. I tu się pojawia to, o czym napisałaś: w towarzystwie jesteś inna, dziwna, wszyscy jedzą, a Ty zawsze masz fanaberie. Ja nie mam na to sposobu: czasem odpuszczam dietkę, spisuję dzień na straty i potem wracam, a czasem staram się wybrać z menu coś, co się w dietce mieści. poza tym moi znajomi, którzy wiedzą, że dietkuję, biorą to w planach pod uwagę, na obiedzie u rodziców mama coś robi pode mnie itp. Więc inni też mogą to ułatwić, jak się z nimi dogadasz. Mam ten problem podwójnie, bo nie jem mięsa i ciężko jest czasem, jak jesteś u kogoś i jest tylko mięso. Zdarzało mi się nawet zjadać z obrzydzeniem kotleta, bo niecierpię się użerać z mało wyrozumiałymi ludźmi.
Jakoś trzeba to sobie poukładać i próbować żyć na codzień zgodnie ze swoimi przekonaniami. Nikt nie mówił, że będzie łatwo
Całuski! Trzymaj się i nie daj załamkom!
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki