Ufff... ZALICZYŁAM.
Męki od 11tej do 16tej, ale grunt, że do przodu. Nerwów mnie ta przeprawa trochę kosztowała, i coś czuję, że zaraz padnę do łóżka.
Tata dochodzi do siebie, pod koniec tygodnia całkiem dziarsko już łaził, od niedzieli znów na bóle narzeka - ale generalnie ku dobremu. Nawet dziś przebąkiwał, że może wydębi wypis jutro, ale to to postaram się mu wybić z głowy.
Cieszę się, że w końcu coś poszło na plus, mam nadzieję, że to początek końca tej złej passy.
Ściskam Was wszystkich mocno, ścina mnie już mocno, ostatnie 72 godziny prawie bez przerwy kułam, a jutro będę nadrabiać forumowe zaległości.
Zakładki