Witajcie,
Jestem tutaj zupełnie nowa.
Potrzebowałam jakiegoś miejsca w sieci, w którym będę anonimowa, będę mogła pisać swobodnie o pozbywaniu się zbędnych kilogramów, o wzlotach i - nie ukrywajmy, ale oby jak najmniej ich było - upadkach. Szukam motywacji do odchudzania, mam nadzieję, że znajdę jej tu choć trochę.
Dwa zdania o mnie: wredny Skorpion pod czterdziestkę, dwoje dzieci, jeden mąż. Od niedawna jesteśmy emigrantami - i dobrze nam tu. Powoli się zadomowiamy i zakorzeniamy. Nie pracuję, córka ma rok, ja intensywnie uczę się języka. Mam nadzieję po wakacjach znaleźć pracę, bo w domu na dłuższą metę nie wytrzymam.
Mam na zbyciu nadmiar kilogramów. Na zdrowy rozsądek będzie ich koło dwudziestu, ale pozbycie się chociaż dziesięciu do wakacji będzie dla mnie sukcesem. Po okresie stawiania sobie tyleż ambitnych, co nierealnych celów, postawiłam na metodę małych kroków: 3 kg miesięcznie. Jak się okazuje, i ta strategia ma swoje wady, zwłaszcza jeśli zajadam stresy ;/. Bez motywacji i wsparcia nie pójdę dalej.
Próbowałam - no nie, nie wszystkiego. Nie dla mnie Dukany i inne kopenhaskie, na których pierwszego dnia czułam się tak sfrustrowana i nieszczęśliwa, że odpuściłam. Dawno temu, po pierwszej ciąży, szybko i sprawnie schudłam 16 kg w 3 miesiące. No, ale wtedy miało się te dwadzieścia parę lat, prawda.
Teraz, po drugiej ciąży, nie ma już tak lekko, każdy kilogram jest walką, a nagroda za każdy stracony kilogram jest zgubna...;/
Ostatnio coraz bardziej skłaniam się ku jadłospisowi wegetariańskiemu. Nigdy nie byłam mięsożercą, wystarczy mi mięso raz - dwa razy w tygodniu. Z ryb - łosoś wędzony robi mi dobrze, z cytryną, pietruszką, na kanapce lub z sałatą i pomidorem. I to by było na tyle, jeśli chodzi o mięso.
Ostatnio coraz więcej w mojej kuchni jest placków z kaszy jaglanej, nadziewanej cukinii czy przeróżnych zup - kremów. Nie lubię chodzić głodna, swój fatalny wtedy nastrój odbijam na rodzinie, a to nie jest najlepszy sposób .
Sport - nie. Mam w domu roczne dziecko, to jest cały mój sport. Nigdy nie lubiłam się męczyć i pocić na fitnesie czy siłowni, poza tym problemy z barkiem skutecznie uniemożliwiają mi robienie wielu ćwiczeń. Dodatkowo, z domu nie wyniosłam zupełnie zamiłowania do sportu, jakiegokolwiek. No, może oprócz brydża, ale to się chyba tu nie liczy . Jedyne, co praktykuję, to spacery z małą, w miarę możliwości codziennie.
Przydługi mi ten wstępniak wyszedł.
Będę Wam wdzięczna za wszelkie formy wsparcia, kopniaki w tyłek, dzielenie się przepisami, czy zwykłe - acz magiczne "dasz radę, nie poddawaj się!".
Pomożecie?
Zakładki