Zaliczę, zdam, utrzymam wagę...ekhm...schudnę te 2kg nadwyżki, ale to jedynie przypadkiem, bo kuę, kuję kuję. O ile byłam na akademiku to kułam od rana do wieczora, krótkie przerwy przeznaczałam a spotkania z lubym albo gra z współtowarzyszami znad mikrobiologii, co jestem w domu tolatam po sklepach, sprzątam, robię jedzenie dla rodzinki, piorę, wieszam, zwierzactwo obganiam, wczorej darowałam sobie godzinkę na TV a potem zasnęłam, czyli od wtorku w sumie książek porządnie nie otworzyłam, bo we wtorek dla zmiany pisałam chorobopis ponad 3h żeby nie było się czego czepić, czytelne było i w ogóle i szczególe.
Waga jakieś 52,5-53kg, wszędzie po jakieś 2-3cm przybyło co by spoko było gdyby ciało takie wytrenowane, ale po prostu flaczeję z dnia na dzień - ruchu takiego planowanego typu bieganie albo inne aeroby od około 4tygodni nie zażyłam, ciągle szkoła. Ostatnio nawet była taka jazda, że jak o 6rano śniadanie zjadłam to dopiero potem jadłam o 18kolację, bo każde ćwiczenie to 3h były, przed 2.śniadania nie zdążyłam a obiad uciekł, bo nawaliło z czasem - droga na i z akademika i gotowe . Za to gustowaliśmy z lubym w gorących malinach - kombinacja podgotowanych malin, śmietankowych lodów i bitej śmietany w wysokiej kawowej szklance 400ml . Uwiellllbammm .
Marzyło by się chodzić na spinning i solarium, babskie pogaduchy i spać po 8h dziennie...i narty...wolne gdzie jesteś .
Dziękuję kobity, nie obiecuję, nie zgrywam, że lepiej będzie, bo nie będzie, wpadnę do kogo i siebie jak mi wyjdzie.
Papaty
Zakładki