kurde, dzisiaj jadlam same nieodpowiednie rzeczy, za to trudno mi bylo dopic do 1200 kcal - musialam dogryzc chlebem z twarozkiem, bo nie po to jestem na 1200, zeby jesc 1000 kcal.
Wszystko przez to, ze wlasciciele bufetu na moim wydziale nie uznaja faktu, ze niektore studentki sa na diecie i chcialyby zjesc cos dietetycznego, a nie tylko hot dogi, hamburgery, kotlety schabowe z frytkami i pierogi z litrami tluszczyku. A nie mam czasu nigdzie wyskoczyc do baru jakiegos na obiad, i konczy sie tak jak dzisiaj, czyli ze jem batonika zamiast obiadu. Co mi kurna z tego, ze batonik ma tylko 150 kcal? Wolalabym normalny obiad, nawet jesli by to bylo 400 kcal. Po batoniku i tak sie dalej jesc chce.
I jeszcze kolezanka wyciagnela mnie na kawe. A w kawiarniach tez, naturalnie, same kawy z lodami, syropem i bita smietana, serca ci ludzie nie maja no! Skonczylo sie na tym, ze poprosilam o "kawe z likierem i bita smietana bez bitej smietany". Bo samej kawy nie cierpie, bleeeee.
Jakbym miala za duzo pieniedzy, to bym otworzyla kawiarnio-bar dla osob odchudzajacych sie. Bylyby smaczne niskokaloryczne jedzonko (z podanymi wartosciami kalorycznymi w karcie) zgodne z roznymi rodzajami diet, i niskokaloryczne napoje, i desery niskokaloryczne. No. A nie jakas tam kawa z lodami i bita smietana.
Myslicie, ze to dobry pomysl na biznes?
Ech, zabieram sie za nauke
Zakładki