Anetko - to, co napisałaś o wieku, dojrzewaniu do świadomej kobiecości - pomogło mi strasznie, niesamowicie, bardzo. Wśród rozmaitych udęk wyobraźni, czy samoświadomości, jakie mnie ostatnio dopadły w ilościach mocno ponadprzydziałowych, znalazły się i te, że coś w życiu straciłam, że właściwie do 25 roku życia, kiedy - jak myslałam - żyje się najpełniej - nie "nażyłam się", raczej namiotałam, co zresztą przekładało się na kolejne jazdy w jedną i drugą strone skali wagi, że ten czas mi uciekł. Chłone Twoje słowa i staram się wierzyć, że to prawda... bardzo chcę wierzyć, że to prawda. Dziękuję Ci, bardzo usłyszałam to we właściwym momencie.

Jeśli chodzi o psa, to rzeczywiście, przemyśl sprawę dobrze, ale myślę, że nie byłoby źle - psu z wami i wam z psem. Masz w domu trzy osoby, bo przecież Twoja córa to już duża dziewczyna, więc tymi obowiązkami można się rozsądnie podzielić. Pies może być problemem, jeśli ktoś jest sam i żyje bardzo intensywnie, choć oczywiście nie jest to regułą. Moim zdaniem działa to tak, ze jeśli w domu już są jakieś zwierzaki - to nadejście kolejnych nie jest jakąś olbrzymią rewolucją. Zwłaszcza, jeśli ktoś podchodzi z takim sercem do wszystkiego, co żyje, jak Ty. No i dodatkowy plus - macie samochód. Uwierz mi, ze poza spacerami pies jest znacznie mniej wymagający niż koty Mam porównanie

A opinii na Twój temat, miła moja, nie zmienię na pewno, zresztą nie będzie ku temu okazji. Już Ci kiedyś pisałam, czy może nawet rozmawiałyśmy o tym w Warszawie - że tym razem kupiłysmy bilet w jedną stronę. Zresztą - widzisz - to też jest kwestia głębokiej samoświadomości. Ze wszystkiego, co piszesz, wyziera głęboka mądrość, masz samą siebie dokładnie przemyślaną, rozpracowana na podstawowe elementy i trybiki - dlatego nic złego Ci już nie grozi z Twojej strony. O tym jestem dziwnie przeświadczona. Ja sama chyba też dochodzę powoli do tego stanu. Tym razem odchudzanie rzeczywiście nauczyło mnie czegoś, poza wartością kaloryczną kilkunastu-dziesięciu kolejnych produktów - teraz już wiem, dlaczego tak się działo, skąd się wzięła moja nadwaga i czego mam w zyciu unikać. I wiem, że nawet jeśli miałabym popaść w rozpacz najczarnieszą objadac się nie zacznę. Dlaczego? Bo nie mam się za co karać, a kolejne ataki żarłoczności, tuczenie się - byłoby niczym innym, jak karą. Doszłam już do tego, że zaczęłam do jedzenia podchodzić nie jako do celu (słodycz=przyjemność), ale środka - jem, bo to ma mi dać energię do życia, ale jednocześnie jem tak, żeby być w zgodzie ze swoim ciałem, pomóc mu osiągnąc formę optymalną, a potem ja utrzymac - już na zawsze. I wiem, a ta wiedza umacnia się każdego dnia - że tym razem już mi się uda. Przeszłam przez ostatnie 5 lat długą drogę - paradoksalnie właśnie niedługo stuknie piąta rocznica dnia, który wywalił mój świat do góry nogami i sprawił, że nie mogłam dojść do zgody ze sobą. Ostatnie cztery miesiące, analizowanie swojego zycia i postępowania, czytanie, wymiana myśli z takimi osobami jak Ty - przywróciły mnie do równowagi, której na próżno szukałam przez 5 lat. Ja wiem, że to wręcz niewiarygodne, ale widzę, że zmieniłam się strasznie. I co więcej chcę, żeby tak zostało.

Ściskam Cię niezmiennie mocno i serdecznie!