Relaksuję się już od ładnych paru godzin. Korzystam z ostatnich luźnych dni. Z tym wstawaniem tylko wtorek taki tragiczny. Załatwiłam się tym, że spałam w nocy tylko 4 godziny, za tydzień powinno być lepiej. Po siłowni mam takie zakwasy, że aż mnie dziw bierze. Zapuściłam się z ćwiczeniami. Inna sprawa, że baba prowadząca jest chora. Gdyby to był mój pierwszy wypad na siłownię, na pewno bym się strasznie zniechęciła. Durny babsztyl stoi nad tobą i każe robić jakieś pierdoły, za przeproszeniem. Mówię jej, że to obciążenie jest dla mnie za duże. A ona na to że eee tam, tylko dwa odważniki. Taa, a każdy pewnie po dobre 5 kilo, a ja nie chcę przypakować! No ale zrobiłam ile mi durna kazała, potem siada na tym samym przyrządzie Karolina (chodzimy razem) i nie może tego cholerstwa ani razu ruszyć. Mówiłam, ale kto by mnie słuchał. Poza tym zajeżdżają mi te zajęcia podstawówką. Babsko każe robić przysiady z brakiem zachowania jakichkolwiek podstawowych zasad, byle szybko, byle niedokładnie. Tak, jak ona każe ćwiczyć, zabrania ćwiczyć każdy sznujący się instruktor. Dzięki niej można załatwić sobie kolana i kręgi szyjne. Pewnie nic takiego się nie zdarzy, no ale samo to, że tak każe to wszystko wykonywać strasznie mnie wkurzyło, bo przywykłam do profesjoalizmu w klubach fitness. Wiem, brzmię jak snobka, ale okropnie mnie to zdenerwowało. Ok, semestr wytrzymam. Mam poza tym wrażenie, że to jej zachowanie to pokazówka i że z tygodnia na tydzień będzie lepiej i znośniej. Najwyżej będę ćwiczyć po swojemu, a ona może mi naskoczyć. Ok, wyładowałam się.

A teraz, żeby nie było, że jestem taka okropna i maruda itd, to powiem wam, że dzisiejszy dzień był rewelacyjny! Pomimo tego rannego wstawania, bawiłam się (!) świetnie na wydziale. Prowadzący są po prostu super, wykłady ciekawe (!), ależ mam zapału do tych studiów! Na ćwiczeniach mieliśmy rozmawiać z każdym z grupy po kolei i zaczynać pogawędkę od komplementu. Miła rzecz, od razu się lepiej pracuje. Grupa jest nota bene extra, żywiołowa, radosna, życzliwa. O pani psor już nie wspomnę. Jadną z milszych rzeczy, jaką usłyszałam na tych dziesiejszych zajęciach było to, że zwaram na siebie uwagę, kiedy przechodzę korytarzem: ubiorem, postawą i że mam bardzo sympatyczny uśmiech. Będę to sobie powtarzać w chwilach przygnębienia
Pozdrawiam, idę czytać, potem dalsza część relaksu telewizyjnego tym razem i na tym zakończymy miły dzień. Buziaki