Początki są niezłe, choć generalnie lekko nie jest. Wielka różowa piłka pilatesowa poszła w ruch - w końcu nie na darmo kupiłam film instruktażowy kilka miesięcy temu. Przedwczoraj nieźle się na niej powyginałam, dziś dość intensywnie odczuwam własne mięśnie (one jeszcze tam są?)... przy okazji bardzo się zrelaksowałam i wyciszyłam. Poprawie uległ mój paskudny ostatnio nastrój i mam więcej energii niż przez ostatnie pół roku.

I pomyśleć, że jeden seans ćwiczeń ma takie terapeutyczne działanie

Zamiast batoników - sałatki, duuuużo sałatek, aż się rodzice ze mnie śmieją, że się zmienię w króliczka bo ciągle chrupię warzywka.

Wczoraj zjadłam pokaźną garść suszonych śliwek - pocieszam się, że mają działanie przeczyszczające - latam po nich do toalety aż miło.

Mój Mąż jest dla mnie prawdziwym wsparciem - w ogóle nie chce słyszeć tekstów w stylu "ale jestem gruba" itd... i zawsze mówi, że gadam głupoty i że gdybym była chuderlakiem to nigdy by na mnie nie spojrzał... no cóż