-
W sumie, to też tak może być...nachodzą mnie myśli: ah, najem się, i tak nie chudne...ale zaraz myśl: najedzenie się jest bez sensu...nic ci to nie da...nie zlikwidujesz problem....
Może jak dostane okres to wtedy schudne?? Bo mój organizm jest dziwny i podczas okresu chudnie jak dziki
-
A! Oświeciło mnie :P
Miałam wcześniej taką sytuację. Pół roku byłam niesamowicie dzielna i schudłam 30kg...a potem był dół...najpierw myślałam, tak jak powyżej, że to bez sesnu, że powinnam jeść normalnie, a ja normalnie nie umiem...poddałam się, bo nic nie znalazłam w zamian za jedzenie. Jeżeli jedzenie było dla mnie jedyną przyjemnością, to nie dziwota, że w końcu wróciłam do niego. Człowiek mimo wszystko jest hedonistą i powinien mieć w życiu przyjemności. W sumie to nie wiem co by mi sprawiało aż taką radochę, bo te drobnostki (zakupy, kąpiel z bąbelkami, czytanie), chyba nie dorównują jedzeniu. Sama nie wiem...dalej czekam na jutro- jak będe lżejsza. Zapisze się na jakieś tańce, wyjde do ludzi, kupie sobie buty (mam dziurawe, a chce mieć kozaki do kolan) itd...nie potrafie się przemóc
-
Westalko, jak ja Cie doskonale rozumię. Jak czytam twojego posta powyzej to tak jak bym sama to pisala. Niby chce schunąc i miec tą swoją wymarzoną wage, ale co z tego...jak tylko zaczynam dietę to w koncu wszystko zaczyna byc bez sensu. I mysle sobie co to za zycie, skoro odbieram sobie jedyna przyjemnosc, to co najbardziej lubie, jedzenie. I fakt. trudno sie pocieszyc, zakupami czy kąpielą
No i mozna by pomyslec: no to w czym problem? lubisz jesc to po co sie katujesz dietami? No wlasnie!...tylko ze jak jem te swoje slodycze to czuje sie jeszcze gorzej, bo mysle sobie wtedy ze marnuje to co osiagnelam, ze przybywa mi tylko kilogramow, a szczesliwsza wcale nie jestem
I tak zle, i tak niedobrze...tez czasem sama nie wiem juz co robic.
-
Wiecie dziewczyny jak ja sobie radziłam z takimi myślami?? Jak kiedyś udało mi się schudnąć i byłam laseczka <rozmarzyła sie> to sobie mówiłam zawsze " Tak. Jedzenie to dla mnie przyjemność. Odchudzając się odbieram sobie tą przyjemność, ale co jeśli bym sobie jej ne odbierała i jadła wciąż i coraz więcej?" Wtedy znajdowałam mnóstwo odpowiedzi. Mowiłam sobie:
*jak nie schudniesz to każdy wypad na zakupy będzie kończył się dołem
*przecież źle się czujesz z tym jak wyglądasz i zamykasz się w sobie
*nie wyjdziesz na plażę, nie pojedziesz na basen bo się wstydzisz
*nabawisz się otyłośći rodem z USA i będziesz wyglądać jak wielka tocząca się kulka
*jedzenie będzie rządziło Tobą do końca życia
*będziesz musiła przyznać że jesteś SŁABA (a ja nie jestem taka i nienawidzę tak o sobie myśleć)
*będziesz miała kompleksy do końca życia i wyrzuty sumienia że nic z tym nie robisz by się zmienić
*będziesz zła że nie jesteś atrakcyjna dla siebie a co dopiero dla otoczenia
*nie ubierzesz się nigdy tak by móc powiedzieć "podobam się sobie"
itd itd itd
Powodów jest jeszcze milion. Wiem,że skoro siebie nie akceptuję to nawet przyjemność jedzenia nie wyleczy mnie z tego,że już taka może moja natura. Mówię sobie po prostu,że nie ma bata i teraz pocierpię ale korzyści z tego są nie do zmierzenia, są tak wielkie że się opłaca. mi pomaga takie myślenie
-
wiesz, black, łatwo ci mówić...
ale takie jedzenie tylko dla przyjemności nie jest dobre...wiemy o tym doskonale...ale wiecie, co///? jak już najadamy się, potem mamy wyrzuty sumienia...ale to jest okropne...
jak miewam czasami takie napady, gdy mogę zjeść całą zawartość lodówki, czuję się okropnie, ale nie wtedy, gdy jem, tylko PO. kiedy jem, czuję się wolna od diet, jestem zadowolona, nareszcie daję upust emocjom, nie myśle, że będę tego żałować...może to taki bunt przeciwko ograniczaniu kalorii na diecie...
ale potem, jak już najem się do bólu, kiedy nie mam miejsca wepchnąć jeszcze więcej jedzenia, pojawiają się wyrzuty sumienia, że jestem słaba, że znów to zrobiłam, doskonale wiem, że to nic nie da, tak jak powiedziała westalka - nalezy znaleźć inne zajęcie, które sprawi nam przyjemność, ale tak naprawdę nic nie sprawia mi takiej przyjemności jak jedzenie, więc dlaczego muszę się czasem poddać i przejeść? wtedy to już nie przyjemność...bo przepełniony żołądek, uczucie, że zaraz zwymiotuję [choć tego nie robię prawie nigdy], że ledwo się ruszam...nie może być przyjemne,,,
może chodzi o to, by stracić poczucie panowania nad sobą? może dla mnie pomaga w tym tylko jedzenie? nie, to niemożliwe,,,na p0ewno sa jakieś inne sposoby...tylko na razie nie wiem, co to może być...
łatwo powiedzieć, że jeśli nadchodzi taka trudna chwila, nalezy się zastanowić, po co mam się przejeść? ZAWSZE, zawsze się zastanawiam, rozmawiać sama ze sobą, że to jest niepotrzebne, bo nawet nie bywam głodna...
...ale to nie pomaga. dużo myślałam, żeby pójsć do psychologa, ale jak czytam wypowiedzi westalki, która do niego chodzi, jak czytam rady psychologów on line, wiem, że sama też potrafię do siebie przemówić i czasem mi się udaje. ale...jest inny problem.
ja chcę się czasem przejadać. CHCĘ. bo mój organizm sprzeciwia się diecie kategorycznie.
-
Xixa wiem,że to trudne ale ja nie lubię czuć się słaba więc nawet jak upadnę to muszę się podnieść. Takie jest życie. Upadasz i tylko od Ciebie zależy czy się podniesiesz. Nawet jak zjem za dużo i mam wyrzuty sumienia to przecież później znów jest dzień i można zacząć od początku. Czasem mamy kilka złych dni. Też tak mam. Wtedy chciałabym rzucić wszystko w cholere. Ostatnio tak miałam. Pragnęłam już być szczupła. Już teraz, za chwilę...ale tak się nie da. A szkoda. Wydaje mi się że nie pozostaje nic innego jak walka z samym sobą. Walczymy ciągle. Ja sobie zawsze mówię: Kamila możesz przegrać bitwę ale nie możesz przegrać wojny. Ot cały sens. Bitwy to upadki. Wojna to cała walka. Ja tym razem mam zamiar wygrać bo nie umiem żyć sama ze sobą. Zamknęłam się na świat i nowych ludzi. NIe lubię już iść na imprezę gdzie będą nieznajome osoby bo się siebie wstydzę. Przecież tak nie może być. Dlatego tym razem mi się uda. Nie poddam się. Wierzę,że wszystkim się nam tutaj uda.
-
Xixa ja tez tak mam! ze czasem CHCE to zrobic bo to jest bunt! zeby zrobic wszystkim na zlosc, najbardziej sobie. Ale w sumie nie wiem skad mi sie to bierze..
Black tez nie lubie sie czuc slaba! Niecierpie! Dlatego teraz jestem strasznie zła, że ZNOWU jestem gruba..
West ja tez czasem sobie tak mysle, co zrobie jak juz schudne.. wiec teraz mysle co zrobie jak bede po sesji :P hihi a odchudzanie bedzie dlugie wiec musze teraz robic te rzeczy na ktore mam ochote!
-
Ja powiem krótko...
...czasami trzeba osiągnąć dno żeby mieć się od czego odbić wracając na górę...
Ot takie moje mądrości wieczorne...
-
Kuba też tak myślę. Jeśli ktoś osiąga dno to znaczy,że gorzej być nie mogło a w naszym przypadku oznacza to,że tak puszyści nie byliśmy. Osiągnięcie dna jest pocieszające, bo w końcu dno jest kresem i ostatecznym stadium a zarazem właśnie teraz możemy się od niego odbić, bo spaść niżej nie możemy. Matko nie wiem czy ktoś to zrozumiał co napisałam
-
Cześć wam...
Jestem zła, wkurzona, padnięta i w ogóle całkiem się rozlegulowałam, bo wyjechałam z chłopakiem do Świdnicy, a jego matka jest okropna i na każde moje mniejsze jedzene niż DUŻO odbiera histerią, możecie powiedzieć: to nie jedź do niej, ale czasami wole uciec od mojego domu wariatów do drugiego...i w ten oto sposób: nie wiem ile waże, zjadłam więcej (chyba więcej niż potrzebuje...) no i mam okres , teraz wiem jedno: jak się odchudzać, to nie dopuszczać do wpadek, bo mi jest z nich ciężko wyjść, spada silna wola...dieta traci sens...musze się znów zmotywować...obejżeć swoje zdjęcia??
Jak tu ktoś napisał: przegrałam bitwe...ale wojna jeszcze trwa
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki