Dzień w pigułce:
Menu:
Śniadanie 1: 2 x wasa 3 zboża z błonnikiem, 1 x wassa lekka - wszystkie posmarowane odrobiną pasty z wędzonej makreli.
Śniadanie 2: Pomarańcza i jabłko.
Obiad: 50g gotowanej piersi z kurczaka + 200g warzyw z patelni na 1,5łyżki oleju.
Podwieczorek: 1 batonik corny line (88kcal) + malutki kawałeczek ciasta miodownika (goście w domu)
Kolacja: Ser (100g) camembert pieczony - efekt wizyty gości.
W sumie kalorii: 1156 (Chyba, że o czymś zapomniałam, ale nie sądzę)
Może jeszcze skuszę się na pomarańczę! o.
Płyny:
Herbata: 2x
Ruch:
Godzina zakupów, hehe. ;-)
--
Jeśli chodzi o smutek, to jakoś banalnie prosto się z nim uporałam, a z odpowiedzialną za niego osobą osiągnęłam porozumienie. Jest nieźle.
Hm, irracjonalnie czuję się, jakbym ciągle tyła.. wiem, że to chore, ale tak to odbieram.
Motylku, wychodzę z założenia, że Ci, którzy już coś przeżyli mają większe doświadczenie w danej materii. Masz rację, coś się zatrzymało i się ruszy, a ja nawet nie narzekam, bo i tak nieźle się czuję, a już pewniakiem lepiej niż miesiąc temu. To dużo!
Gratuluję tego, że mąż docenił zmianę, to chyba najlepszy komplement jaki można usłyszeć ;-) Buźka!
Zakładki