Jednak przyznam szczerze ze zrobiło mi się przykro czytając:
Ty sama już sobie tyle tej krytyki fundujesz i tak jesteś dla siebie surowa, że prosząc jeszcze i innych (jedynie lub głównie) o krytykę powodujesz, że brak tu równowagi i że szala pomiędzy krytyką a wspieraniem (może mniej umysłem a bardziej sercem, sympatią i wiarą w Ciebie) jest przechylona za bardzo w jedną stronę.
To oznacza że nie znasz mnie w ogóle, ze nie wiesz co się ze mną działo przez ostatnie kilkadziesiąt stron, a mimo wszystko wyciągasz wnioski na podstawie ostatnich kilku wpisów. Ok, może nie miałaś czasu, ochoty czytać co u mnie się działo- nieważne, ja nikogo do tego nie zmuszam, nie zmuszam aby mnie lubił i interesował się moim życiem i moimi problemami. Notabene oczywistym też jest że nikt nie pisze na necie 100 % swojego życia, ale myślę że niektóre sytuacje zarysowywałam na tyle jasno, że wyciągniecie wniosku o tym że jestem osobą ceniącą tylko krytykę i łaknącą jej -jest totalną nie prawdą.
Tak, ostatnimi czasy zmieniłam podejście do kilku spraw, i znalazłam miejsca z którymi sobie nie radzę. Ale czy to coś złego? Bo mi się zdaje ze odnalezienie problemu i jego nazwanie jest pierwszym krokiem w stronę jego rozwiązania. Ale żeby obrazu mówić że jestem dla siebie zbyt krytyczna dla samej siebie? Nie Triskell, przykro mi ale nie mogę się z Tobą w tym punkcie zgodzić....
Zakładki