Jestem już z powrotem, wbrew pokazywanej w poście godzinie dochodzi 19, hmm, może zostawianie włączonego komputera ma coś wspólnego z tym tajemniczym zawirowaniem czasu ...
Anikas, niestety nie mogę ci pomóc. Kiedy przeszłam na dietę, starałam się unikać słodyczy i choć czasami wliczałam je w dzienny limit kalorii, generalnie wolałam omijać je z daleka. Tłumaczyłam sobie, że to puste kalorie, że bardzo szybko zrobię sie znowu głodna, że jest ryzyko, iż sięgnę po następny smakołyk i skończę opróżniając całą lodówkę etc. Zazwyczaj pomagało. Natomiast teraz brak apetytu jest ubocznym skutkiem brania nowego leku, metformaxu. Normalnie przepisywany jest on cukrzykom, ale pomaga też w przypadkach insulinooporności, którą się u mnie podejrzewa oraz wpływa korzystnie na uwalnianie jajeczek przy pcosie, poza tym obniża poziom testosteronu. Same korzyści, a owe uboczne skutki (plus mniejsze łaknienie) są również mile widziane - z mniejszym apetytem radzę sobie rozpisując posiłki i pilnując kalorii, a brak ochoty na słodycze bardzo mnie cieszy. Leżące od wczoraj na półce czekoladki zapachniły cały pokój, niemal czułam smak orzechowego kremu rozpuszczający się aksamitnie na języku, ale była to jedynie czysta rejestracja zjawiska, żadnego kuszenia, żadnej ochoty na zjedzenie, spokojnie wąchałam, spokojnie oglądałam i równie spokojnie poczęstowałam nimi brata.
Może bierzesz za mało chromu? Czytałam o nim pochlebne komentarze, sama kiedyś stosowałam, zadziałał, ale potem, jak to ze mną dawniej bywało, przerwałam dietę po 2-3 miesiącach i znowu przytyłam. Skoro lubisz słodycze, skoro tak ciebie kuszą, najważniejsze to spróbować sie ich pozbyć, nie kupować, nie trzymać w domu, poprosić innych, żeby nie przynosili, a jeśli już tak strasznie się ich zachce, to może lepiej zdecydować się na coś mniej kalorycznego niż snickers. Mały wafelek prince polo ma zaledwie 103 kcal, a może lepiej loda, np. Big Milka, który nie dość, że małokaloryczny (ledwie 87), to jeszcze zasłodzi na długo i to w całkiem zdrowy sposób
Nie wiem, co innego doradzić, skoro nie pomaga ci nawet czytanie postów margolki Sama widzisz, że wahania ilości zjadanych kalorii, podjadanie smakołyków nie wpływa dobrze ani na psychikę, ani tym bardziej na odchudzanie - czy nie wolałabyś, żeby waga malała, a nie rosła o te, co prawda nadal drobne, ale jednak oddalające od celu dekagramy?
Emkr, mam nadzieję, że trzymanie kciuków nie poszło na marne i że test zaliczyłaś rewelacyjnie Nie zastanawiam się nad radykalną zmianą diety, raczej jej pewną modyfikacją. W ogóle zauważyłam ostatnio, że odkąd przeszłam na dietę, moje pomysły na odchudzanie stale ewoluują, zmieniają się razem z gubionymi kilogramami i zdobywaną wiedzą. Wszystko co piszę, piszę z pozycji "tu i teraz" i być może za jakiś czas ponownie zmienię zdanie, jeśli dowiem się czegoś nowego. Dieta montignaca polecana jest osobom mającym kłopoty z chudnięciem przy zwykłym trzymaniu sie llimitu kalorii, ale - co dla mnie jest ważniejsze - zaobserwowano, że przy jej stosowaniu poprawia się praca jajników, uwalniają się jajeczka, powracają regularne owulacje. Między innymi dlatego przy pcosie przepisuje się metformax dla cukrzyków - istnieje zależność między poziomem insuliny a prawidłową pracą jajników.
Masz rację, niesmaczne posiłki oznaczają gorsze samopoczucie, a gorsze samopoczucie może łatwo prowadzić do przerwania do diety i chociaż jestem na takim etapie, że nie sądzę, żeby mi to groziło, wolałabym nie ryzykować. Dlatego na początek wprowadzę lekkie zmiany do mojego dotychczasowego odżywiania stopniowo przechodząc ku czystemu montignacowi, ale jeśli tylko zauważę, że mam problemy, powrócę do wersji mieszanej. Po prostu nic na siłę. Nie chcę natomiast wracać do 1000 kalorii, ostatnio jadłam w granicach 1100, od dzisiaj dodaję kolejne sto kalorii - 1200 wydaje się być dla mnie właściwie, zresztą skoro planuję odchudzać się jeszcze przez półtora roku, może nawet dwa lata, trudno sobie wyobrazić, żebym przez cały ten czas była na 1000. Dojdę do niego, kiedy waga osiągnie przyzwoite wielkości
Wróciłam do herbaty - piję dziennie szklankę zielonej lub czerwonej po śniadaniu i obiedzie, jest zdrowa, potrzebna organizmowi, zresztą muszę zużyć zapasy, które dostałam od mojej połówki, uwielbiamy nowe smaki, kupujemy co jakiś czas, żal by było to wyrzucić. Oprócz niej obowiązkowo 2 butelki 1,5 l wody bez gazu. Do kawy mnie nie ciągnie, cukier odrzuciłam, słodzik to dla mnie czysta chemia. Grahamkę jeść będe tylko na śniadanie, na obiad czasami dziki ryż, ciemny makaron, kasza gryczana. To chyba najważniejsze zmiany.
A oto mój dzisiejszy jadłospis:
śniadanie:
2/3 grahamki z pastą zrobioną z chudego twarogu (0,3% tłuszczu) i tuńczyka w sosie własnym, pomidor - razem 280 kcal
drugie sniadanie:
truskawki zmiksowane z naturalnym jogurtem 3% - 132 kcal
obiad:
ciemny makaron polany truskawkami zmiksowanymi z chudym twarogiem, posypany surowymi truskawkami - 344 kcal
podwieczorek:
grapefruit zmiksowany z 2 plastrami ananasa - 149 kcal
kolacja:
"kromki" z kapusty pekińskiej z pastą z twarogu i tuńczyka, do tego łosoś wędzony, sałatka z kapusty, pomidora, ogórka, rzodkiewki, odrobina oliwy - 190 kcal.
Hmm, znowu wyszło 1100, nie będę dokładać na siłę, jutro spróbuję dobić do 1200. Wydaje mi się, że nie jest to najgorsza montignacowa rozpiska, szkoda tylko że kukurydza zakazana. Jutro zrobię na obiad pierś z grilla w ziołach i czosnku z miską sałatki, pojutrze może kaszę gryczaną z maślanką, potem jajecznicę z dwóch jajek, może dziki ryż z sosem spagetti? Zobaczymy. Poczytam, posprawdzam, powymyślam ...
A teraz włączam film, wskakuję na rower, potem ćwiczenia, prysznic i jeszcze przed snem zajrzę na forum, bardzo lubię tu buszować
Zakładki