-
przed chwilą wypiłam kubek herbaty i czuję się niesamowicie pełna - to dobrze - znaczy, że to jednak nie był groźny odkurzacz
dzisiejsze kalorie z raczej dobrych produktów - mleko, warzywka, owoce, muesli zbożowe (to rano na dobry dzionek :P) - więc jakościowo nie jest źle tak myślę. no ale wstałam dość wcześnie jak na siebie i jakoś tak od razu wyszło sporo :/
pogoda za oknem masakryczna, więc cały dzień praktycznie w łóżku z kompem na kolanach - czyli nic co by wspomagało odchudzanie. no ale zmobilizowałam się do 60s na leg magic - mam nadzieję, że znajdę w sobie na tyle zapału, żeby minutę dziennie na tym ustrojstwie odhaczyć do tego jak tylko pogoda się poprawi, to zamierzam wziąć przykład z Alexa (pozdrawiam!!!) i zacząć maszerować ze słuchawkami w uszach --> dlatego z góry dzięki za podzielenie się jakimiś dobrymi audiobookami
a tymczasem wracam się nakręcać czytając kolejne wątki na forum
-
Mi sie czesto zdarza ze musze cos zjesc a limitu trzeba pilnowac.Przygotowuje sobie duza porcje "zapychaczy" i zjadam ja ( czasem nawet nie cala) Takie moje zapychacze to salata, brokuly,kalafior, marchew.Kalorii toto wcale prawie nie ma a pomaga przetrzymac i nie szalec z kaloriami.
-
no to limit wykorzystany (ale i pora już niewczesna, więc ok) - zjadłam sobie jeszcze coś na ciepło - mianowicie coś a la pseudoleczo z cukinii i pomidorów z kawałkiem drobiowej kiełbaski - pycha!!!
całość dziś nie przekroczyła 1600kcal to leczo co prawda liczone na oko, ale za to reszta wyliczona co do grama
tak więc dzień mogę uznać za udany fajnie tak
i w ogóle to dziś jest nasza (me & Luca) 4 miesięcznica!!! szkoda, że nie mogliśmy się zobaczyć nawet na chwilkę ale nic to - jutro jakoś zwlokę się z łóżka i pojadę do niego na trochę - a odbijemy sobie w przyszłym tygodniu, gdy Moje Kochanie będzie miało urodziny (i trzy dni urlopu z tej okazji )
-
No to będzie długie świętowanie urodzin
Odbijecie sobie tą dzisiejszą 4-miesięcznicę
Mraaaau... juz zazdroszczę ja na mojego potworka znów muszę czekać pare tygodni
-
tia - ja byłam od soboty do poniedziałku u Mojego i... miałam @ chamstwo i drobnomieszczaństwo
-
nie mogłam się dziś oprzeć pokusie stanięcia na wadze i... 0.5kg mniej!!! wiem wiem wiem - to nie tłuszcz - ale co tam - ważne, że mniej
-
wkleiło się dwa razy, więc jeszcze dopiszę, że mój brzuszek ciągle mięciutki, a to znaczy, że chudnę - i nie ważne co na to waga :P
-
Gratuluję czterech miesięcy z Lukiem...ile razy na GG ja Ci mówiłem, że będzie dobrze? Dziesiątki...a ile razy się ze mną zgodziłaś? Ani razu...a sama widzisz...miałem rację...:P Facet jest, waga spada więc następnym razem to tylko przytakuj
-
Bes do 2-cyfrówki coooraz blizej! super
dietkujmy dzielnie
-
nie no tak być nie może jak było wczoraj. najpierw przegięcie w jedną stronę, potem w drugą ale po kolei...
zaczęło się od tego, że krótko spałam - jakieś 5h - niby nie tak mało, ale dla mojego organizmu za mało. do tego zasnęłam dopiero nad ranem, więc ten sen nie był do końca odpowiedni. z tego wszystkiego nie zdążyłam za wiele zjeść przed wyjściem z domu. potem dość szybki bieg na autobus, na dość długim odcinku. wiadomo - swoje ważę, a w zestawie był jeszcze prawie 10kg plecak, więc gdy dobiegłam na ten autobus (aż nie wierzę, że mi się to w ogóle udało) - byłam bardzo zasapana i zmęczona - a w autobusie jak to w naszym ukochanym zkm'ie - ani tlenu, ani klimy, ani otwartych okien - normalka. gorzej, że mojemu organizmowi tym razem to nie wystarczyło i po przejechaniu zaledwie dwóch przystanków musiałam po omacku wysiadać, bo już nic nie widziałam - jeszcze 100m i pewnie już bym leżała. tak sobie przesiedziałam na tym przystanku i którymś tam później autobusem dojechałam na miejsce. tam okazało się, że autobus łukasza był spóźniony i spokojnie mogłam tak nie lecieć. ale to jeszcze nie koniec przygód. ciągle było mi słabo, więc postanowiłam trochę podbić cukier - tu jogurt owocowy. trochę mi się polepszyło i pojechaliśmy do łukasza (w skm'ce oczywiście tłok i totalny brak tlenu - znów spore osłabienie - stan poprawiony borówkami (a co!). dotarliśmy do domu, a tam już czekał na nas obiad - jako że miałam bardzo malutko na liczniku kalorycznym - postanowiłam się nie przejmować, że to są placki ziemniaczane (sic!) i trochę zjadłam.no tak... teraz już chyba jasne prawda?... ehh... najpierw sztucznie podbity cukier (dodam, że zaplątał się tam jeszcze kawałek arbuza po obiedzie) - trzustka się zbuntowała - a potem te placki i wyłączył się żołądek. nietrudno się pewnie domyśleć, gdzie spędziłam pół nocy. do tego o świcie musiałam wrócić do domu, bo Mój Luby miał na rano do roboty - myślałam, że nie dotrę i tylko się po drodze rozglądałam za kawałkiem trawy, żeby nie żygać na środku ulicy :/ ok ok. już przestaję. ale musiałam się wygadać, a przy okazji mieć to na piśmie na przyszłość.
tłustym plackom ziemniaczanym mówimy stanowcze NIE!!! i tyle.
teraz tylko nie wiem, jak to podliczyć kalorycznie - niby wyszło trochę powyżej 1600kcal (durne placki), ale w rezultacie to... nie wiem. uznajmy, że w limicie + niezaplanowany wysiłek fizyczny LOL
oczywiście nie byłabym sobą, gdybym po obudzeniu się (przed chwilą wstałam i popijam zieloną herbatkę - jeść na razie się nie odważę) nie stanęła na wadze - ta pokazała 0.5kg mniej niż wczoraj - fajnie zawsze coś
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki